part five;

438 31 9
                                    

– Zadzwonić po... – odezwał się Zayn wciąż stojąc w drzwiach mieszkania Louisa.

Chłopak jedynie rzucił mu się na szyję i objął tak mocno, jakby sam miał zaraz rozlecieć się w pył.

Mulat pogłaskał lekko plecy przyjaciela i uniósł go na swoje biodra, by odłożyć bezpiecznie dopiero na kanapie, nogą zamykając drzwi od mieszkania.

– Co się stało, Lou?

Zayn uważał, że to przezwisko jest wyjątkowo urocze, ale Louis nie widział w nim tego, co Zayn. Dla szatyna było to po prostu skrócenie jego imienia - wyjście dla leniwych ludzi, chcących udawać miłych.

Ale kiedy Zayn wypowiadał je z taką nieokreśloną dozą emocji, kiedy Niall wypowiadał je ze śmiechem, ekscytacją, bądź konspiracyjnym szeptem, albo kiedy Lima tak przeciągał je, kiedy uspokajająco gładził jego plecy... wtedy to przezwisko było wyjątkowe. Jedyne w swoim rodzaju.

Zupełnie jakby było tylko dla Louisa.

– Zadzwonić po Liama? – odezwał się znów mulat, siadając na kanapie, obok zwiniętego w kłębek Louisa. Sam zwinął się tak samo, żeby szatyn mógł otoczyć jego szyję ramionami i schować się w jego klatce piersiowej, jakby nigdy nie istniał. Jakby był tylko jednym z pięknych wytworów wyobraźni Zayna, Liama i Nialla... i Harrego.

– Która jest godzina?

– Dochodzi południe, a co się stało?

– Lima ma dziś to ważne kolokwium o którym mówił ostatnio. O wpół do.

Brunet tylko pokiwał głową i zaczął bawić się włosami przyjaciela. Czy Louis wspominał, jak bardzo to lubi? Chyba nie.

– Opowiedz mi coś, Zee... – odezwał się cicho Louis po dłuższej chwili – Namalowałeś coś ostatnio?

Poczuł na swojej głowie dodatkowy ciężar, co znaczyło że mulat oparł policzek na jego włosach. Zupełnie nie przeszkadzało to Louisowi, dopóki tylko nie przestawał go tak mocno tulić.

– Był wczoraj u mnie Liam. Graliśmy trochę w fifę, zjedliśmy dobrą pizzę, a kiedy się ściemniło zawlokłem go na strych i pozował mi do jednego obrazu. Ostatnio strasznie kręcą mnie klimaty wiktoriańskie, wiesz? Ich moda, styl, budownictwo... wszystko.

Zayn po prostu mówił, nie oczekując nawet odpowiedzi od szatyna, ale to było okej. To zajmowało myśli Louisa i napełniało go tym nieokreślonym ciepłem. Może po prostu czuł się wtedy bliżej chłopców? Wiedział co robili, jak się czuli, co ostatnio sprawiło uśmiech na ich twarzach...

– Następnym razem ja ci mogę pozować – odparł szatyn, zakopując twarz gdzieś pomiędzy ramionami i klatką piersiową przyjaciela – Byle nie od tyłu bo wiesz, że...

– Oczywiście. Byle nie od tyłu... – mulat przewrócił oczami, czego szatyn nie mógł zobaczyć, po czym poklepał go lekko po głowie – Może teraz ty mi coś opowiesz?

– Chodzi o dzisiejszą sesję. Harry nie mógł zdecydować które zdjęcie jest lepsze i spytał mnie o opinię, a teraz pewnie ma mnie za jakiegoś dzieciaka z depresją... w dodatku tak się zdenerwował, że zaczął krzyczeć i się szarpać, więc pewnie jest teraz strasznie zły, boże ja nie chciałem odstraszyć od siebie kolejnego fotografa, Zee, co mam zrobić... – szatyn ukrył twarz w dłoniach, kiedy Zayn ponownie przyciągnął go do siebie.

Walczyli z niską samooceną Louisa już tak długo i na tyle sposobów, ale to wymagało czasu. Szatyn pewnego dnia po prostu spojrzy na siebie i zrozumie, a do tego czasu był wręcz zasypywany górą miłości i przytulasów od swoich przyjaciół.

❝ we keep this love on a photograph ❞Where stories live. Discover now