14

1.7K 125 47
                                    

Kiedy w poniedziałkowe popołudnie wróciła do domu z uczelni, na poddaszu zastała prawdziwy chaos i trzech jego sprawców. Młodzi panowie debatowali nad układem mebli, a ona nie zwracała na siebie ich uwagi. Nawet nie zauważyli, gdy podeszła do szafy i wyjęła z niej jakieś wygodniejsze rzeczy, by móc się w nie przebrać. W łazience pozbyła się swoich już nieco ciasnych ubrań na rzecz luźnej koszulki Adriena i wygodnych różowych getrów. Rodzice byli jeszcze zajęci prowadzeniem rodzinnego interesu, dlatego zabrała się za ugotowanie obiadu. 

Zapach warzywnej zapiekanki roznosił się po całym mieszkaniu, przyprawiając ją o wzmożenie uczucia głodu. Nie chciała jednak jeść sama, więc poszła na górę, by poprosić chłopaków na obiad.

— Jasny gwint! — jęknął Nino. — To chyba waży z tonę.

— Czy wy tu cegły trzymacie? — dołączył Kim. 

— NIE! — krzyknęła i rzuciła się pędem na trzymany przez przyjaciół wielki kufer. — Tego nie ruszajcie! 

— Kochanie, co się dzieje? — blondyn wychylił się z antresoli. — Chciałem tam łóżko postawić.

Marinette wahała się przez chwilę, by w końcu westchnąć głęboko i zezwolić im na działanie.

— Tylko ostrożnie. — zastrzegła. — Możecie to postawić za parawanem. — obserwowała, jak kufer przy pomocy chłopców zmienia miejsce.  — Dobra, zostawcie to i chodźcie na obiad.

— Zaczynam ci zazdrościć, Agreste! — zaśmiał się Kim. — Nieźle się ustawiłeś! 

— Kim, odczep się. — upomniała go dziewczyna. — Nie wiedziałam, że taki jesteś.

Może trochę przemawiały za nią ciężarne zmiany nastroju, a może po prostu była zniesmaczona zachowaniem przyjaciela swojego męża. Chyba dobry związek polega w głównej mierze na tym, by dbać o siebie nawzajem, więc takie dogryzanie było według niej nie na miejscu.

Zostało jeszcze sporo pracy, dlatego panowie po obiedzie znów zajęli się przesuwaniem mebli w sypialni młodego małżeństwa. Marinette oczywiście chciała pomóc, ale miała kategoryczny zakaz przenoszenia nawet poduszek. Westchnęła ciężko, i mamrocząc coś o nadopiekuńczości Adriena, wzięła potrzebne jej do nauki podręczniki i zabrała się za naukę. Nie trwało to jednak długo, bo dzwoniąca do niej Alya chciała się spotkać. Wyszła po cichu, nie chcąc przeszkadzać w porządkach na poddaszu i w kawiarni przy piekarni spotkała się z przyjaciółką. Oderwanie od codzienności bardzo się obu przydało. Ciemnoskóra dziewczyna nie byłaby sobą, gdyby nie jej absurdalne teorie na temat Biedronki i Czarnego Kota. 

— Tak sobie myślę, że może oni już od dawna są parą. — zastanawiała się na głos. — Wiesz, ludzie mają już sporo teorii na temat ich nagłego zniknięcia z paryskich ulic. A moja jest taka, że się ukrywają ze swoim związkiem.

— Alya, proszę cię! — parsknęła ciemnowłosa. — Te twoje teorie są z dnia na dzień coraz bardziej absurdalne. — starała się jej wybić ten pomysł z głowy. — Znasz stosunek Biedronki do Kota. Poza tym są młodzi, pewnie mają sporo nauki i innych obowiązków, więc już się bez potrzeby nie pokazują. Zwykłych bandziorów bez nadnaturalnych mocy zostawili pewnie policji, a sami zajęli się swoim życiem. 

— Tworzyliby taką zgraną parę. — rozmarzyła się. — Ale zostawmy to. Jak się czujesz? Nadal nie mogę uwierzyć, że zaciążyłaś. — zarechotała. 

— Bardzo zabawne. — burknęła. — Stało się, trudno, teraz musimy sobie jakoś poradzić. Wiem, że we dwoje damy sobie radę. Musimy.

— Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. — zapewniła, bawiąc się telefonem. — Nino chyba znowu zgubił telefon.

— Jest u nas, więc jak chcesz go o coś ochrzanić, to zapraszam. — zaśmiała się.

— Na jego szczęście, nie mam za dużo czasu i muszę już wracać. — wstała od stolika. — Mama ma w hotelu urwanie głowy z jakimś przyjęciem, więc muszę się zająć tymi małymi potworami. Zaczynam ci współczuć, że doczekasz się bliźniąt.

Aura, jaka panowała na zewnątrz, sprzyjała spędzeniu czasu na spacerze. Wiedziała, że w domu na razie nie zazna spokoju przez dzikie odgłosy dochodzące z góry, dlatego zdecydowała się iść na swój ulubiony koktajl. Nie przeszkadzało jej nawet to, że do miejsca, gdzie je sprzedają, trzeba jechać metrem na drugi koniec miasta. Dla takich pyszności pojechałaby nawet na skraj Europy.

Adrien pożegnał przyjaciół, dziękując im za pomoc. Rozejrzał się po pokoju, zadowolony z rezultatu. Teraz będzie im wygodniej. W zasadzie to Marinette powinno być wygodniej, bo z gigantycznym brzuchem nie powinna wdrapywać się na antresolę po tych stromych schodkach, dlatego też nie zrobił jej tam kącika krawieckiego, jak miał w planach. Chciał jej wszystko pokazać, ale nie mógł jej nigdzie znaleźć. A kiedy nie odbierała, zaczął odchodzić od zmysłów. 

— Plagg, wysuwaj pazury! — przemienił się z zamiarem przeszukania miasta.

— Akuma jest? — usłyszał za sobą. 

— Gdzie ty się podziewałaś? — szybko doń podszedł.  — Martwiłem się! 

— Byłam tylko po koktajl. — wyjaśniła cicho. — Przepraszam, telefon musiałam zostawić w łazience. Bo zadzwoniła Alya, chciała się spotkać i…

Nie dokończyła, bo poczuła usta blondyna na swoich. 

— Jakie to szczęście, że nic ci nie jest. — pogładził ją po policzku. — Nie powinnaś sama wychodzić.

— Kotku, kocham cię i to nie masz pojęcia jak bardzo. — pocałowała go. — Ale nie bądź nadopiekuńczy. Jestem dużą dziewczynką, nic mi się nie stanie. — mrugnęła do niego. — skoro już się przemieniłeś, idziemy na krótki patrol? Rozmawiałam z Alyią, trzeba się ludziom pokazać, żeby się nie martwili.

— Nie jestem pewien czy powinnaś teraz zakładać kropki. — przytulił ją. 

— Kotku, już ci mówiłam, że Tiki podczas przemiany nas chroni. — pstryknęła go w nos. — Musisz zluzować ogon i nie martwić się.

— Wiesz, że nie potrafię się o ciebie nie martwić. — pogładził ją po plecach. — Zawsze będę to robić.

— To słodkie. — przyznała, chichocząc. — Tikki, kropkuj! Kto pierwszy na wieży! — rzuciła wyzwanie i szybko uciekła z jego objęć.

Głośny śmiech bohaterów niósł się po całym Paryżu, dając mieszkańcom znać, że bohaterowie nadal nad nimi czuwają.

— Pierwszy! — zakomunikował Kot, gdy tylko jego buty zetknęły się z metalową konstrukcją. — To jaka będzie moja nagroda, Księżniczko? — zagadał, gdy po chwili.stanęła obok niego.

— Porozmawiamy o tym, w domu, Kociaku. — mrugnęła do niego, trącając złoty dzwoneczek tuż pod jego brodą.

— Trzymam za słowo! — posłał jej całusa.

Adrien wygodnie się rozsiadł, a Marinette podeszła do skraju konstrukcji, podziwiając zachodzące słońce, które chowa się za horyzont, dając znać, że kolejny emocjonujący dzień dobiegł końca.

— Piękny widok! — wspomniała, oczarowana.

— Moje widoki też są całkiem przyjemne! — odparł, wpatrzony w jej pośladki.

— Napatrz się, napatrz! — zaśmiała się. — Niedługo nie będzie taki zgrabny. Te dwa małe demony już o to zadbają.

🖤🖤🖤

Dziękuję, że jeszcze ktoś czyta moje wypociny :)

Powrót do przeszłości ||Miraculous||Where stories live. Discover now