13

1.6K 111 35
                                    

Dwa tygodnie minęły im niezwykle intensywnie. A to praca w piekarni, to zajęcia, a na końcu spędzanie czasu razem. Marinette na dodatek w tajemnicy i po cichu organizowała przyjęcie urodzinowe dla swojego męża. 

Mąż. Tak pięknie to brzmi. Nadal wydawało jej się to nierealne, niczym piękny sen. Uśmiechnęła się, patrząc na niego znad swojego różowego szkicownika. Czytał podręcznik, notując coś na fiszkach. Westchnęła rozmarzona, patrzác jak promienie zachodzącego Słońca wpadające przez okienko, tańczą w jego złotych kosmykach.

— Coś się stało? — oderwał ją od myśli. — Dlaczego mi się tak przyglądasz? 

Pewnie kiedyś zaczęła by panikować, jąkać się i nieskoordynowanie wymachiwać wszystkimi kończynami, ale to już za nią.  To był jej Adrien. Jej cudowny i odważny partner.

— Inspirujesz mnie. — wzruszyła ramionami. — Jesteś moją Muzą, Kotku. — zachichotała.

— A to czasem nie ty powinnaś być moją? — przeniósł się na szezlong, gdzie leżała i projektowała.

— Moje ty kochane beztalencie! — zaśmiała się. Adrien wpakował się za nią tak, że teraz leżała między jego nogami. — To chyba ja jestem artystką w tym związku i czasem potrzebuję inspiracji.

— To co takiego moja projektantka stworzyła? — zajrzał znad jej ramienia do szkicownika.

— Pomyślałam, że może coś uszyję dla naszych maluchów. — odparla. — Będzie taniej, bo mam pełno skrawków różnych materiałów. Tylko nie wiem, czy się nada to, co zaprojektowałam. 

Blondyn przejął od niej zeszyt i spojrzał na to, co tam było. Oczywiście lata oglądania projektów Gabriela wyrobiły w nim jakieś spojrzenie na temat mody, z czym oczywiście nigdy się specjalnie nie obnosił. Teraz wiedział, że musi być szczery zarówno z Marinette, jak z samym sobą. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego ukochana nie znosi kłamstw. Ale nie musiał kłamać, bo wiedział, że ma niesamowity talent, który trzeba szlifować, a za jakiś czas na pewno z wielką pompą zadebiutuje na paryskich wybiegach, w czym będzie ją wspierał i mocno kibicował. To, co zobaczył na kartce uznał za najbardziej uroczy projekt, jaki w życiu widział. Były tam śpioszki. Jedne białe w różowe drobne kropeczki z napisem córeczka tatusia, a drugie czarne ze złotym napisem synek mamusi.

— Są piękne, Księżniczko. — pocałował ją w skroń. — Ale skąd pewność, że to będzie chłopiec i dziewczynka?

— Mam takie przeczucie. — wzruszyła ramionami. — We wtorek po zajęciach mam umówioną wizytę u ginekologa. Wtedy się dowiem.

— Chyba nie myślisz, że pójdziesz tam sama? — zdziwił się. — Chcę iść z tobą. W sumie dobrze, że to we wtorek, bo w poniedziałek przychodzi Nino.i Kim, żeby pomóc mi w przemeblowaniu.

— Nie za wcześnie? — zainteresowała się.

— Musimy się przygotować na wszystko, póki jeszcze mamy na coś czas. — zapowiedział. — Jak już się doczekamy tych naszych małych szkrabów, nie będziemy mieć czasu pewnie nawet na sen.

Wieczór minął im na rozmowach nauce i na sporządzaniu długiej listy zakupów tak na przyszłość.

Rankiem wstała szybko, ale delikatnie, by nie obudzić śpiącego obok Adriena. Zarzuciła na ramiona ciepły koc i wyszła na taras, by obdzwonić wszystkich znajomych i upewnić się czy na pewno będą na przyjęciu niespodziance, które o dziwo udało jej się utrzymać przed blondynem w tajemnicy.

Plan był prosty: randka na mieście, a potem kolacja niby we dwoje w restauracji za rogiem. A w międzyczasie Tom miał się zająć tortem dla solenizanta. Marinette stwierdziła, że czarny ze złotymi napisami będzie najlepszy. Smak miał być czekoladowo marakujowy. Wiedziała, że jej małżonek uwielbia te egzotyczne owoce. 

Powrót do przeszłości ||Miraculous||Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang