1

5.7K 305 176
                                    

— Kocie, uważaj! — Biedronka miała nadzieję, że uchroni mężczyznę przed otrzymaniem ciosu.

Na ich nieszczęście złoczyńca nie chybił, trafiając tym samym dwójkę bohaterów wiązką jakiejś dziwnej energii, która wepchnęła ich do tajemniczego portalu stworzonego przez niego samego. Zanim zniknęli w odmętach tego dziwnego tworu, usłyszeli jeszcze demoniczny śmiech wysłannika Władcy Ciem.

Po kilku chwilach przebywania w jakimś ciemnym niebycie zostali wyrzuceni na jakiś dach z takim Impetem, że blacha, na której wylądowali, wydała dźwięczny brzęk. Przeturlali się kawałek, o mały włos nie spadając z dachu.

Czarny Kot był nieco obolały, co jednak nie przeszkodziło mu w podniesieniu się do pionu i pomocy w tym samym swojej partnerce. Spojrzał na nią troskliwie, martwiąc się, czy nie jest ranna.

— Wszystko dobrze, Kropeczko? — zainteresował się.

— Tak, dziękuję, jestem cała. — uśmiechnęła się doń.

— Gdzie my to jesteśmy? — zastanowił się, rozglądając dookoła.

— Wygląda na to, że nadal jesteśmy w Paryżu. — odparła.

Czarny Kot już miał coś odpowiedzieć, ale nie pozwolił mu na to głośny, szkolny dzwonek, dochodzący gdzieś z bliska. Oboje jak na zawołanie zerknęli w tamtą stronę i jak na zawołanie zamarli.

Znajdowali się na dachu budynku sąsiadującego ze szkołą. Widząc wychodzących z niej uczniów, Biedronka niemal nie zemdlała. Zobaczyła siebie tylko jakieś piętnaście lat młodszą. To samo było z pozostałymi dzieciakami wychodzącymi z placówki. Gdyby nie silne ramię stojącego obok blondyna mocno owinięte wokół jej talii, runęłaby jak długa.

— Widzisz to samo, co ja? — zapytał głupio.

— Cofnęło nas o dobre piętnaście lat?! — spanikowała.

Tego było za wiele. Nie mieli pojęcia, że wróg, z którym walczyli, miał takie moce. Co prawda walczyli już raz z antagonistą, który potrafił skakać w czasie, ale to tylko o kilka minut, a nie o całe dekady.

Kobieta zaczęła chodzić nerwowo wokół partnera, a z jej ust wylatywał ciągiem jakiś niezrozumiały bełkot. Miała ochotę się rozpłakać. Blondyn przyciągnął ją do siebie i przytulił mocno. Niestety nie uspokoiło ją to. Wyplątała się z jego objęć i ponownie zaczęła lamentować.

— Wszystko będzie dobrze. — uspokajał ją.

— Jak ty możesz być taki spokojny? — oburzyła się. — Czy ty siebie słyszysz? Zostawiliśmy dzieci! Nawet nie chcę myśleć, co z nimi będzie. Musimy szybko wrócić! — rozejrzała się cała roztrzęsiona po okolicy w poszukiwaniu jakiegokolwiek portalu podobnego do tego, z którego wypadli.

Adrien rozłożył ręce w zapraszającym geście. Jego czuły uśmiech jak zwykle dawał jej poczucie bezpieczeństwa i na swój sposób uspokajał. Nie pozostało jej nic innego, jak wtulić się w jej kochanego Kotka i uwierzyć we wszystko, co mówił. Mężczyzna zatopił nos w jej ciemnych włosach, które w świetle porannego słońca lśniły chabrowymi refleksami. Złożył na czubku jej głowy czułego całusa i głaskał ją delikatnie po plecach. Czuł, jak się jej spięte ciało się rozluźnia.

— Wszystko będzie dobrze. — szepnął. — Wrócimy do no nich. — obiecał.

Marinette nie pozostało nic innego, jak uwierzyć mu w te słowa. Zawsze mu wierzyła, bo nigdy nie dał jej powodu, by było inaczej. Kochała go bezgranicznie i równie mocno mu ufała. Była szczęśliwa, że los skrzyżował ich ścieżki życiowe i teraz mogli podążać jedną wspólną, nie zawsze gładką i idealną drogą, ale wspólną.

— Fu! — krzyknęła nagle, odsuwając się nieznacznie od małżonka. — On nam pomoże!

— W takim razie prowadź, Kropeczko. — puścił jej oczko.

Biedronka ruszyła w stronę mieszkania Mistrza Fu, a Czarny Kot podążył za nią. Musieli poruszać się tak, by nikt ich nie, zauważył, by niepotrzebnie nie wzbudzać żadnej sensacji.

Z uwielbieniem patrzył, jak zwinnie porusza się między budynkami. Każdy jej ruch był pełen gracji i zawzięcia, które tak bardzo w niej kochał. Nie mógł i nawet nie chciał sobie wyobrazić, jak jego ponure życie wyglądałoby bez niej. Ona była jego promyczkiem światła w tej całej ciemności i chłodzie, które go zawsze otaczały. Była z nim we wszystkich złych chwilach oraz dzieliła z nim te najszczęśliwsze. Żadna inna nie mogłaby jej nigdy zastąpić. To ona dała mu to, czego przez pół życia mu tak bardzo brakowało: rodzinne ciepło, bezgraniczna miłość i poczucie bezpieczeństwa.

Całkowicie odpływając w nieznane, nawet nie zauważył, kiedy jego małżonka się zatrzymała, w rezultacie czego wpadł na nią i razem przeturlali się kawałek po płaskim dachu. Uśmiechnął się przepraszająco, a sekundę później złożył na jej pełnych ustach czuły pocałunek, który miał ochotę pogłębić. Niestety Marinette miała inne plany. Odepchnęła go niechętnie od siebie i znów ruszyła w stronę mieszkania Mistrza Fu.

Dotarłszy do odpowiedniego budynku, zwiesiła się na lince od yo-yo, uprzednio zaczepiając ją o rynnę i zajrzała do odpowiedniego okna. Na ich nieszczęście mieszkanie, które miał zajmować Strażnik, stało puste.

— Nie ma go. — poinformowała z przerażeniem wypisanym w jej głosie drugiego bohatera.

👹👹👹

Ahoj!

Przychodzę z nowym ff. Mam nadzieje, że ktoś się z tego powodu cieszy.

Miałbyć oneshot o dość mrocznej tematyce, ale w połowie pisania wpadłam na pomysł tego i nie mogłam się już skupić na tamtym.

W sumie i z tego też miałbyć jednostrzałowiec, ale chyba byłby zbyt chaotyczny, więc podzielę to na rozdziały.

Poza tym mam też pomysł na ff ze scenami zawierającymi śladowe ilości orzechów i jestem ciekawa, czy kogoś by to zainteresowało.

Mam też inne pomysły, ale nie jestem w stanie ich szybko zrealizować i nie wiem, czy nie wstawie chociaż po jednym rozdziale ze wszystkiego, co chodzi mi po łepetynie, a potem będę to wszystko w miarę możliwości kontynuować.

Powrót do przeszłości ||Miraculous||Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon