2

3.7K 257 152
                                    

Biedronka chodziła spanikowana w tę i z powrotem, wymachując rękoma na wszystkie strony świata. Mamrotała i bredziła coś pod nosem na zmianę z płaczem i histerycznym śmiechem. Adrien natomiast, jedyne, na czym potrafił się skupić, to na jej hipnotycznie poruszających się krągłych biodrach, ukrytych pod tym cholernie opinającym je cienkim, czerwonym materiałem w czarne groszki. Miał ochotę złapać za nie i przyciągnąć do swoich, a potem… A potem z transu wyrwał go gwałtowny okrzyk ich właścicielki.

— Ja! — wykrzyknęła, podskakując. Zapała Adriena za ramiona i delikatnie potrząsnęła. — Ja. — powtórzyła, mając nadzieję, że ją zrozumiał.

— Kropeczko, ale co: ty? — zapytał nieświadomy pomysłu swojej żony.

— Kotku, moja nastoletnia wersja nam może pomóc. — wyjaśniła. — Skoro nie ma tu Mistrza Fu, to znaczy, że trafiliśmy do czasu po walce z Władcą Ciem i Chloé. — kontynuowała. — Pamiętasz? Wtedy go porwał i próbował z niego wydusić nasze tożsamości. Nawet gdybyśmy go jakimś cudem znaleźli i tak by nam nie pomógł, bo przecież stracił pamięć. Jedyna nadzieja w nastoletniej Marinette.

— Rozumiem. — zastanowił się. — Chcesz iść teraz? — zaproponował.

— Nie, absolutnie nie teraz. — szybko zaprzeczyła. — Teraz jest szkoła, pójdziemy po lekcjach.

— Czyli musimy się do tego czasu postarać nie rzucać w oczy. — zauważył. — Będzie kiepsko, jak ktoś by nas zobaczył, szczególnie my sami. Pewnie wzięliby nas za ofiarę Władcy Ciem albo wytwór Volpiny.

— Racja. — przyznała. — Ale nie mogę się detransformować. — mruknęła cicho, patrząc pod stopy.

— A to dlaczego? — dociekał, przyciągnąwszy ją do siebie.

— Bo atak Akumy zaskoczył mnie, kiedy byłam jeszcze w piżamie. — mruknęła zawstydzona.

Blondyn przez chwilkę przyswajał słowa, które wypowiedziała jego ukochana. Jak on kochał to jej roztrzepanie! Zaśmiał się głośno, a nie mogąc się opanować, musiał oprzeć się o ścianę, żeby czasem nie sturlać się ze stromego dachu. Fuknęła na niego zezłoszczona i wytknęła mu tym samym jego zachowanie.

— Skarbie, ale kiedyś nie przeszkadzało ci bieganie po mieście w piżamce. — poruszył brwiami.

— Kiedyś musiałam ratować celebrytę przed krwiożerczym tłumem, który pewnie rozerwałby go na strzępy, a tego świat by nie przeżył. — przypomniała, przywołując niewinny uśmiech. Nie omieszkała też zatrzepotać swoimi długimi rzęsami.

— Świat, czy ty? — podszedł do niej i przyciągnął ją do siebie.

— Ponoć jestem całym twoim światem, więc co za różnica. — wzruszyła ramionami, spoglądając mu głęboko w oczy, co odwzajemnił.

Te jej niesamowite tęczówki były dla niego wszystkim: były rodziną, były domem i obietnicą. Wyłączając już wszystkie myśli, po prostu złączył ich usta w czułym, przepełnionym miłością i pragnieniem bliskości pocałunek.

— Masz rację, Księżniczko, jesteś całym moim światem. — wyszeptał, po czym złożył pocałunek na jej czole. — Jesteś, oczywiście, że jesteś. — cmoknął ją jeszcze raz. — Wiesz, mam pomysł. Poczekaj tu na mnie.

— Uważaj na siebie i nie zwracaj na siebie uwagi. — upomniała swojego lekko nieodpowiedzialnego męża.

— Tak jest, szefowo! — zasalutował i już skakał po dachach, a ona patrzyła na jego oddalającą się sylwetkę tęsknym wzrokiem.

Westchnęła ciężko, martwiąc się, co mu przyszło do głowy. Rozejrzała się wokoło, chowając w cieniu.

Nie było go może godzinę albo odrobinę dłużej. Kiedy tylko go spostrzegła, a raczej usłyszała jego kroki na miedzianej blasze pokrywającej dach, szybko wyszła ze swojej kryjówki i z nieskrywanym zaciekawieniem obserwowała go.

— A co tam masz? — wskazała na przyniesione przez niego torby.

— Skoro mamy chwilę dla siebie, to pomyślałem, że możemy się wybrać na jakieś śniadanie, jak normalna para. — zaczął tłumaczyć. — To jest dla ciebie, a to dla mnie. — wręczył jej jedną z papierowych toreb, na której widniało logo dość ekskluzywnego butiku.

— Skąd Ty na to wziąłeś pieniądze? — spojrzała na niego podejrzliwie. — Przecież nasze karty w tej rzeczywistości nie działają.

— Sprzedałem zegarek. — wzruszył ramionami, jakby to było coś oczywistego. — Chodź, musimy się przebrać.

Zaciągnął ją do jakiejś komórki na narzędzia, czy inne rzeczy jak drabiny znajdującej się gdzieś w kącie. Pomyślał, że pewnie z tego pomieszczenia korzystają tylko robotnicy, którzy chcą naprawić jakąś antenę, czy tym podobne. Na szczęście było tam niewielkie okienko, przez które wpadało niewiele światła dziennego.

— Jest śliczna, dziękuję. — cmoknęła go w usta, gdy zobaczyła sukienkę, którą jej kupił. Przewiesiła ubranie przez ramię i ponownie zajrzała do torby. Znalazła tam jeszcze pasujące do różowej kreacji białe pantofle i mniejszy pakuneczek. — Serio, Adrien? Serio? — zapytała z powątpiewaniem, kiedy oglądała czarne majteczki z zieloną kocią łapą na tylnej ich części. Ten z dziecięcym rozbawieniem wzruszył jedynie ramionami.

Stała do niego tyłem. Półnaga i z tą cholerną kocią łapą na zgrabnych pośladkach. Podążał wzrokiem za jej drobnymi dłońmi, które na ślepo łączyły haftki biustonosza i nie wytrzymał. Dreszcz podniecenia sprawił, że zaczął obdarowywać jej ramię namiętnymi pocałunkami. A potem jakoś już to się potoczyło i żadne z nich nie chciało tego zatrzymywać.

👹👹👹

Ahoj!

Na razie taka zapchajdziura, ale powoli do celu.

Jestem nadal w lekkim szoku po finale sezonu. To, co się tam odwaliło, to aż brak mi słów na to wszystko. Gabi to mistrz zła, serio.

Powrót do przeszłości ||Miraculous||Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ