22

598 60 10
                                    

— Kotek, no nie ruszaj się. — zganiła go.

Czas mijał nieubłaganie, a wraz ze zbliżającymi się wakacjami, nadszedł bardzo stresujący czas egzaminów.

Marinette miała do dokończenia kilka projektów i szkiców. Na razie, póki jeszcze dała radę stać na nogach, skupiła się na dopracowaniu zaczętych projektów. 

— Przecież się nie ruszam. — protestował.

— Ruszasz się, bo krzywo tu spięłam. — mruknęła, poprawiając łączenie przed zszyciem. — Musi być idealnie.

— I jest! — potwierdził szybko. — Ten płaszcz jest fenomenalny. Mam nadzieję, że będę mógł go zatrzymać. — uśmiechnął się szeroko.

— Zobaczymy po ocenach. — mruknęła w skupieniu.

— Kropeczko, spójrz na mnie. — poprosił, a ona to zrobiła. — Przecież wiesz, że mówię prawdę. I wiesz też, że znam się na tym i potrafię rozpoznać jaki projekt jest najwyższej jakości. Ten jest. 

Czarny płaszcz z zieloną podszewką prezentowała się według jej mniemania jakoś tak zbyt pospolicie.

— Poszedłbyś po szermierce do pasmanterii? — zapytała, przypatrując się badawczo całej jego sylwetce. 

— Dla ciebie wszystko, moja Pani! — zgodził się.

— Kupisz mi złotą, grubą nić i złote guziki. Największe, jakie tylko będą mieli. — zapisała na kartce to, czego potrzebuje. — I może jeszcze dwa metry czarnej koronki do sukienki. 

— Czerń, zieleń, złoto… — uśmiechnął się głupkowato. — Czyżbyś zainspirowała się najprzystojniejszym bohaterem w Paryżu? 

— Już ci mówiłam, że jesteś moją muzą. — cmoknęła go w policzek.

Pomogła mu delikatnie ściągnąć materiał i zawiesili go ostrożnie na manekinie, żeby się dodatkowo nie pogniótł. Pożegnali się, a Adrien szybko pognał na trening szermierki. Po odejściu od Gabriela zrezygnował ze wszystkich swoich dotychczasowych zajęć, ale z wiadomych względów nie mógł zrezygnować z tego sportu. Co, jak co, ale właśnie szermierka najbardziej przydawała mu się podczas ratowania Paryża. Nawet mordercze treningi z Kagami nie sprawiały mu trudności. Chyba Japonka miała mu jeszcze za złe, że rzucił ją dla Marinette. To dla niego nawet lepiej, bo mógł przy tym poprawić swój refleks i szybkość.

Wyszedł z pasmanterii, dzwoniąc do ciemnowłosej, informując, że kupił jej piękne guziczki, gdy zagapił się, przechodząc przez niewielki skwer i na kogoś wpadł.

— Jak łazisz, gapo?! — usłyszał obcy akcent. Choć w jego uszach brzmiał dziwnie znajomo.

🔺🔻🔺

Siedziała na łóżku, wśród kartek papieru, gdy do pokoju wpadł Adrien z szerokim uśmiechem.

— Nie zgadniesz, kogo spotkałem! — ekscytował się. 

— Sądząc po twoim zachowaniu, to chyba samego Jaggeda. — stwierdziła, nie odrywając wzroku od projektu. 

— Nie, no coś ty. — machnął ręką. — Fotografa, który miał kontrakt na reklamy marki Gabriel.

— Tylko nie mów, że zaproponował ci sesję i powrót do modelingu. — spojrzała na niego dziwnie.

— Wiesz, że uwielbiam, gdy czytasz mi w myślach. — nachylił się i pocałował ją w usta. — Chociaż z drugiej strony czasem mnie to przeraża. Odmówiłem mu, tłumacząc, że stawanie przed obiektywem nigdy nie sprawiało mi przyjemności. Trochę pomarudził, ale potem zaproponował mi, żebym został jego pomocnikiem.

— Chcesz się zająć fotografią? — zdziwiła się takim obrotem spraw.

— Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko. — odparł, spanikowany. — Nie dałem mu żadnej konkretnej odpowiedzi. Powiedziałem, że raczej taką propozycję musiałbym skonsultować z żoną.

— Kotku! — wstała z łóżka na tyle szybko, na ile pozwolił jej okazały już brzuch. — Wiesz, że będę cię wspierać w każdej decyzji. Nie chcę cię ograniczać, czy podcinać ci skrzydeł. — przytuliła się do niego mocno. — Chcę, żebyś spełniał swoje marzenia. 

— Kropeczko, ty jesteś spełnieniem wszystkich moich marzeń. — pogłaskał ją po plecach. — Gdyby nie ty, nadal tkwiłbym zamknięty przez ojca w złotej klatce.

Marinette zachichotała nie tylko dlatego, że miała łaskotki na plecach, ale też z tego powodu, że coś sobie uświadomiła.

— Czyli jestem twoim rycerzem na białym koniu? — spojrzała rozbawiona w jego zielone oczy.

Adrien zaśmiał się razem z nią.

Blondyn szybko odnalazł się po drugiej stronie obiektywu. Był tym wszystkim bardzo zafascynowany. Zapisał się także na kurs fotografii, który odbywał się w ramach zajęć dodatkowych na jego uniwersytecie. Jakoś dawał radę, żeby wszystko pogodzić, chociaż czasem brakowało mu czasu. Jeśli przyjdzie taka potrzeba, to z tego zrezygnuje. Na pewno nie chciał rzucić pracy u teściów, bo gdyby nie oni, wylądowałby jako bezdomny kot.

Nie przepadał wychodzić wieczorami na samotne patrole, bo widział, że Marinette się tym denerwuje. Cóż, gdyby ona sama chodziła na samotne patrole, czy misje, rwałby sobie włosy z głowy. Wieczór, to był ten czas, który powinien spędzać z żoną, a nie biegać po mieście i wypatrywać zbirów. Dlatego też postanowił ograniczyć nocne wycieczki do minimum. Niech drobnymi zbirami w Paryżu zajmuje się policja, bo przecież od czegoś tu jest.

— Melduję, że ostatni patrol przebiegł bez zakłóceń. — poinformował, przez portal. Od czasu do czasu, żeby zaoszczędzić czasu, używał końskiego Miraculum. 

— Tata chciał z tobą o czymś pogadać. — odparła szybko, całując go na powitanie. — Prosił, żebyś do nich zszedł, jak wrócisz. Nie mówił, o co chodzi.

Szedł na miękkich nogach po schodach. Teściów zastał na zapleczu piekarni, co było trochę dziwne, bo już dawno powinni spać.

— Dobrze, że już jesteś. — przywitała go Sabine. — Musimy pilnie jechać po nowy piec. Ten już długo nie podziała. — zasmuciła się.

— Dlatego chcieliśmy, żebyś zajął się przez jakieś trzy, może cztery dni piekarnią. — Tom przeszedł do rzeczy. — Jeśli już nie da rady się odpalić, po prostu nie otwieraj. 

— Powinniśmy wrócić w piątek. — poinformowała go. 

— Oczywiście! — zgodził się, niemal salutując. — Zajmę się wszystkim.

Czołem!

Żyję, chociaż z czasem jeszcze tak krucho nie było, więc i nic się nie pojawiało.

Powrót do przeszłości ||Miraculous||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz