28

568 52 1
                                    

— Co dziś robiłaś, Księżniczko? — odezwał się do telefonu. — Wszystko dobrze?

Marinette siedziała przed komputerem z Louisem na kolanach, a z monitora spoglądał na nią Adrien. Jak obiecała, dzwoniła do niego, kiedy tylko miała chwilę podczas opieki nad bliźniakami.

— Wszystko dobrze. — zaczęła zmęczonym głosem. — Byłam dziś na szczepieniach z naszymi maluchami. Na szczęście mama mi pomogła, bo inaczej byłoby kiepsko. Nie mogłam ich uspokoić. Kiedy Emma skończyła płakać, wtedy zaczynał Louis i na odwrót.

— Powinienem być przy was. — mruknął, spuszczając wzrok. Marinette wydawał się bardziej smutny i markotny, niż w inny czas, kiedy nie dopisywał mu dobry nastrój.

— Na szczęście jeszcze cztery dni i wracasz do domu. — pocieszała go. — Bardzo za tobą tęsknię.

— No właśnie, jeśli o to chodzi, to nie wrócę w niedzielę. — mruknął cicho.

— Dlaczego? — zdziwiła się. — Sesja się przedłużyła?

— Musimy zaczynać. — jakaś blondynka zajrzała do pokoju Adriena.

— Kochanie, zadzwonię po sesji. — zapowiedział. — Bardzo cię kocham i jeszcze bardziej tęsknię.

Westchnęła ciężko, kiedy się rozłączył. Zaczęła się martwić, że coś się stało. Nie chciała mu przeszkadzać, więc się do niego nie próbowała dodzwonić. Zajęła się sprawami, które na chwilę odłożyła. Próbowała zjeść kolację, wykąpała dzieci, a kiedy próbowała ich położyć do spania, na monitorze zobaczyła powiadomienie o połączeniu.

— Jesteś wolna? — zapytał.

— Nie, mam męża. — mruknęła sarkastycznie.

— Coś ci się kiepski dowcip wyostrzył. — uśmiechnął się słabo.

— Uczę się od najlepszych. — zaśmiała się krótko. — Adrien, co się stało? Dlaczego nie przylecisz w niedzielę?

— Jutro muszę stąd lecieć do Londynu. — przyznał się wreszcie.

— Po co? — zdziwiła się, przez co prawie wypuściła Emmę z ramion.

— Moja babcia zmarła. — wyznał. — Ciocia rano dzwoniła i poinformowała mnie o tym. W przyszłym tygodniu odbędzie się pogrzeb.

— Kotku, tak bardzo mi przykro. — na tę informację w jej oczach pojawiły się łzy. — Powiedz tylko słowo, a wskakuję w kosmiczny strój i za dwie minuty jestem przy tobie.

— O niczym innym w tym momencie nie marzę, tylko o tym, żeby cię przytulić. — uśmiechnął się słabo, a kiedy Marinette już miała zrywać się do szaleńczego biegu w dół schodów, żeby poszukać w mieszkaniu rodziców, kontynuował. — Księżniczko, nie ma sensu, to tylko kilka dni, spędzę je u cioci. Wrócę do domu w czwartek. Będzie dobrze, szybko minie. Co nie zmienia tego, że teraz sam chcę wskoczyć w AstroKota i do ciebie przylecieć.

Wymienili jeszcze kilka czułych słówek i się rozłączyli.

Kolejne dni dla obojga zlały się w jakąś niekształtną całość, podczas której mieli chwilę na krótkie rozmowy. Marinette wypytywała się delikatnie o wszystko. Chciała, żeby czuł od niej wsparcie, którego teraz bardzo potrzebuje. Sama nie wyobrażała sobie straty babci Giny. Tak bardzo chciała go przytulić, pocieszyć, porozmawiać.

W czwartek już od samego rana nie mogła usiedzieć na miejscu, ciągle ją gdzieś nosiło. Koło południa, czyli na nieco ponad dwie godziny przed przyjazdem Adriena, zapakowała dzieci do wózka i wyszła na powitanie męża, który miał przyjechać do Paryża pociągiem.

Rzuciła się w jego ramiona, gdy tylko wysiadł z wagonu, a on ściskał ją tak, jak swój największy skarb. Wyściskał też bliźniaki i razem powoli ruszyli do domu, robiąc przystanek u Andrè. W czasie spaceru nie mogli się sobą nacieszyć, a tematy do rozmów nie miały końca. Miał wrażenie, jakby nie widzieli się dwa lata, a nie tylko niecałe dwa tygodnie.

Wieczorem spędzali czas we dwoje. Leżeli przytuleni na hamaku rozciągniętym między barierkami, skąd oglądali malowniczy zachód słońca.

— Brakowało mi tego. — mruknęła, wtulając się w niego. — Przytulanie poduszki ubranej w twoją koszulkę to nie to samo.

Popatrzył na nią szybko, a zielone oczy wyrażały zdumienie i jednocześnie rozbawienie. Śmiał się tak bardzo, że omal oboje nie spadli z hamaka.

— Jak ja cię kocham! — przytulił ją mocno i pocałował w czubek głowy.

Oczywiście wszystko, co dobre musi się skończyć. Tę błogą sielankę przerwał im atak Akumy. Marinette zatrzymała Adriena, kiedy ten chciał wstawać.

— Zostań, odpocznij, dziś ja pójdę. — zaproponowała i po chwili już miała na sobie swój czerwony nakrapiany strój, którego nie nakładała od dobrego roku. — Już zapomniałam jakie to fantastyczne uczucie!

— Pójdę z tobą. — upierał się.

— Zostań z dziećmi. — poleciła. — Kotku, rozprawię się z tym szybko. A ty miej oko na bliźnięta. Jeśli się obudzą, odciągnięte mleko jest w lodówce. Podgrzej w kąpieli wodnej. Tylko nie za mocno. Mną się nie martw, jeśli będzie potrzeba, znajdę pomocników.

Tyle tylko, że Adrien nie potrafił się nie martwić.

Powrót do przeszłości ||Miraculous||Место, где живут истории. Откройте их для себя