5

3.2K 225 114
                                    

Ciemnowłosa nastolatka westchnęła smętnie, patrząc gdzieś w dal. Próbowała dostrzec zarysy pięknej paryskiej architektury, jednak gęsta mgła, która spowiła miasto w swoje objęcia, brutalnie jej to uniemożliwiła. Gdzieś na tle mlecznego horyzontu zamajaczyła jej, niczym na wielkim ekranie, postać Adriena trzymająca za rękę Kagami. Wydawali się tacy szczęśliwi razem. I jeszcze te słowa Japonki, które kiedyś powiedziała jej, gdy Marinette była pod postacią paryskiej bohaterki. Każda sylaba zdania " Jesteśmy z Adrienem dla siebie stworzeni" wbijała w jej serce wielki, zardzewiały gwóźdź, sprawiając jej ból i cierpienie. Nie wiedziała, co ma z tym wszystkim zrobić. Ma się poddać, a może walczyć i wyznać mu wszystko, co czuje, czekając, aż ją wyśmieje i złamie jej delikatne serce. Może i te tragiczne dla niej słowa wypowiedziane zostały miesiące temu, jednak nadal dźwięcznie rozbrzmiewały w jej umyśle.

Z każdym kolejnym czarnym scenariuszem napływającym jej oddech stawał się coraz płytszy; myśli nakłębiły się w jej głowie tworząc jeden wielki bajzel. Nie chciała rezygnować z chłopaka, ale wiedziała, że tak będzie lepiej. Liczyło się jego szczęście, a nie jej. Nie była egoistką i nie potrafiłaby rozbić udanego związku, tylko i wyłącznie dla własnych korzyści. O nie, taka nie była. Postanowiła. Skoro był szczęśliwy właśnie z Kagami, to nie będzie im tego szczęścia w żaden sposób niszczyć. Bo co niby mogła zrobić? Desperacko wyznać mu uczucia, licząc na to, że jakimś cudem je odwzajemni? Szczerze w to wątpiła. Zresztą była już poważną dziewiętnastolatką, która zaczynała studia, więc wypadało skończyć z nastoletnimi miłostkami. Od teraz musi się skupić wyłącznie na nauce. Na miłość jeszcze przyjdzie czas. Przynajmniej miała taką nadzieję. Chociaż gdzieś w głębi wiedziała, że o tym może zapomnieć, bo przecież dla każdego chłopaka była tylko i aż przyjaciółką.

Co prawda był jeszcze Luka, który na każdym kroku okazywał i wyznawał jej uczucia, ale to nie było to. Czuła się winna temu wszystkiemu. Ciągle mu powtarzała, że powinien ulokować uczucia w jakiejś innej dziewczynie, która w stu procentach odwzajemni jego uczucia i nie będzie go ranić tak, jak raniła go ona. Widziała to za każdym, kiedy mówiła mu, że nie powinien jej kochać. I, mimo że jego wyznania zawsze były na swój sposób niezwykłe i pełne ciepła, ona nie potrafiła w żaden sposób ich odwzajemnić, przez co sama cierpiała. Nawet gdyby zgodziła się z nim być, to kochałaby go jedynie po przyjacielsku.

Westchnęła ciężko, chowając twarz w dłoniach. Już się prawie rozpłakała, ale słysząc pewien głos, którego usłyszeć się aktualnie nie spodziewała. Zresztą on miał taki dar, że pojawiał się zawsze wtedy, gdy nie powinien.

— Czyżby jakaś dama potrzebowała wsparcia pewnego przystojnego bohatera? — ukłonił się nisko.

— Um, masz na myśli Pancernika, Serpentiona, Pegaza, czy Króla Małp? — droczyła się z nim.

— Auć, bolało, Księżniczko. — puścił jej figlarne oczko.

— Kocie, nie obraź się, ale po co przyszedłeś? — zapytała prosto z mostu.

Wiedziała, że i ta furtka się przed nią zatrzasnęła. Pamiętała swój wpis z pamiętnika o tym, że gdyby nie Adrien, to dałaby szansę Czarnemu Kotu. Tylko że już nie ma tej okazji. Teraz patrzyła się na blondyna, a jej głowa była przepełniona myślami, że jest najgorszą osobą na calutkim świecie. Może gdyby zdała sobie sprawę z tego, że widocznie to nie Adrien jest jej przeznaczony, byłaby jednak w stanie układać sobie życie z superbohaterem. Czy to jednak miałoby sens? Przecież nigdy nie poznałaby jego prawdziwego imienia. Jeśli jakimś cudem skończyłoby się to dobrze, to jak wychowywaliby swoje potencjalne dzieci? A może kocięta? Już to widziała, jak Czarny Kot pojawia się na jakimś przedstawieniu w szkole, czy zwykłej wywiadówce. Nie, to zwyczajnie by nie wypaliło. Lepiej to zostawić między jej cywilnym ja, a jego bohaterskim na relacjach czysto koleżeńskich, a między obrońcami miasta powinno zostać, jak jest. I musiała tego dopilnować. Nie chciała powtórki z Adriena.

— Byłem się przewietrzyć. — wzruszył ramionami, zwieszając nogi za barierkę. — Wyglądałaś na smutną, więc oto jestem. Jestem dobrym pocieszycielem. — uśmiechnął się do niej ciepło.

Dziewczyna szybko przekalkulowała wszystko, zastanawiając się nad tym, czy go przegonić i zaszyć się w pokoju, czy zaprosić go na świeżo upieczone makaroniki. On sam nie wyglądał na szczęśliwego, a niestety widok tych smutnych, zielonych oczu zmiękczył ją do tego stopnia, że wygrała ta druga opcja.

Czas mijał im na szczerych rozmowach, głupkowatych żartach, czy graniu w ich ulubione gry. Z niemałym szokiem odkryła, że nawet gust muzyczny mają bardzo zbliżony. Przecież on nie mógł być taki idealny! Nie! Nie! Nie! Nie mogła się w nim zakochać!

Raz nawet oglądali pewien film, którego tytuł jej gdzieś umknął. Grała w nim mama Adriena. A przynajmniej tak wywnioskowała po przejrzeniu obsady. Poza tym pamiętała kobietę ze zdjęć, kiedy jeden jedyny raz przyglądała się im, będąc w rezydencji Agreste. Czarny Kot bardzo się wtedy wzruszył, co zinterpretowała tym, że film faktycznie był wzruszający. Przytulił ją wtedy mocno i powoli się uspokajał.

I tak minęło im kilka tygodni. Ot tak, na przyjacielskich spotkaniach, podczas których bardzo się do siebie zbliżyli.

— Na pewno oszukiwałeś! — naburmuszyła się, kiedy przegrała jedną z wielu rund w ich ulubionej grze.

— Po prostu dużo ćwiczyłem. — puścił jej oczko. — Miałem dość tego, że ciągle mnie w tym miażdżysz. — przyznał. — No ej, nie dąsaj się na mnie. — szturchnął ją, co nic nie dało. Wtedy zaświtał mu nieco szatański plan. Zaczął ją łaskotać.

Turlała się bezwiednie po miękkim dywanie, na którym siedzieli i błagała go o litość. Kiedy nareszcie się nad nią zlitował, zawisł prosto nad jej zarumienioną twarzą. Bez wahania chciał ją pocałować.

— Masz dziewczynę, Czarny Kocie. — przypomniała, próbując się podnieść.

No tak, zapomniał o tym.

— Załatwię to. — obiecał. — Tylko powiedz, czy mam szansę.

Nie!

Oczywiście, że nie!

Nigdy!

Przenigdy!

— Masz szansę. — powiedziała niezgodnie z tym, o czym myślała.

— Do zobaczenia jutro. — pożegnał się.

Uśmiechnął się pod nosem i szybko wyskoczył przez otwór w suficie.

Jak zapowiedział, wrócił dnia następnego. Z szerokim uśmiechem i czerwoną pręgą na policzku.

— O matko! — podbiegła do niego. — Co ci się stało? — dotknęła delikatnie wrażliwego miejsca na jego twarzy.

— Chyba nie powinienem z nią zrywać podczas treningu wschodnich sztuk walki. — przeczesał zawstydzony swoje włosy. — Jestem teraz cały twój, Księżniczko. — wymruczał jej do ucha.

Ich pierwszy pocałunek był po prostu magiczny.

🐞😺🐞😺

Westchnęła z uśmiechem na to wspomnienie, wtulając się mocniej w jego ciało. Nawet nie chciała myśleć, co by teraz było i z kim by teraz była, gdyby wtedy odmówiła temu kocurowi.

Adrien cmoknął ją czule w skroń, a jej głowę zalała kolejna fala wspomnień. W tamtym czasie były dla niej wręcz wstrząsające i uderzały w nią niczym morska fala o skalisty brzeg. Teraz wspominała to z szerokim uśmiechem i typową dla siebie melancholią…

👹👹👹

Ahoj!

Przybywam z nowym rozdziałem! Jeeej! XD

Troche to trwało.

Powrót do przeszłości ||Miraculous||Where stories live. Discover now