15

1.6K 113 49
                                    

Wpadli do pokoju, śmiejąc się w głos, ale przy tym wesołym nastroju musieli zachować spokój, by nie zbudzić rodziców. 

— Musimy porozmawiać. — zwróciła się do męża. — Jako bohaterowie powinniśmy zachować takie stosunki, jakie mieliśmy wcześniej.

— Czyli jakie? — podszedł do niej i przytulił się do jej pleców. Jego dłonie wędrowały swobodnie po bokach jej ciała od bioder aż po żebra, a jego wargi przylgnęły do jej smukłej szyi.

— Przestań, bo nie mogę się skupić. — mruknęła. — Musimy… musimy… się zachowywać tak, jakby nic między nami nie było.

— Nie uważasz, że to zbyt brutalne? — zażartował. — Szczególnie dla mnie. Nie wytrzymam chwili bez okazywania ci, jak bardzo cię uwielbiam. — wymruczał jej uwodzicielsko do ucha. 

— Stop! — odsunęła się od niego, wiedząc, że jeszcze kilka miłych słówek z jego strony i nie będzie się mu w stanie oprzeć. — Wiesz, że to dla naszego bezpieczeństwa. Jakby Mayura była na zwiadach i dowiedziała się, że coś między nami jest, mogłaby nas śledzić.

Adrien musiał chwilę pomyśleć. Rozglądał się po świeżo przemeblowanym pokoju i sobie o czymś przypomniał. 

— Zgoda! — uśmiechnął się przebiegle. — Ale mam pewien warunek.

— Nie podoba mi się ten uśmieszek. — mruknęła. — Mów, co wymyśliłeś.

— Powiedz mi, co trzymasz w tym kufrze, który stoi za parawanem, a mogę nawet udawać, że się nie znamy. — zaproponował.

— Nie ma mowy! — zaprotestowała. Już dawno jej tak nie zawstydził. Zaczerwieniła się od uszu aż po dekolt.

— W takim razie jak tylko na patrolu spotkam Alyę, nie omieszkam wspomnieć jej o kilku intymnych chwilach z naszego wspólnego życia. — jego zmysłowy szept dotarł do jej ucha.

— Nie zrobisz tego! — oburzyła się.

— Jakbyś mnie nie znała! — zaśmiał się wesoło. — To jak?

— Zachciało mi się związku z ciekawskim Kocurem. — mruknęła pod nosem, co i tak usłyszał, o czym świadczył jego donośny śmiech na te słowa.

Usiadła ciężko na łóżku i schowała twarz w dłonie. Teraz to się załamała. Nie sądziła, że ten wstydliwy sekret ujrzy kiedyś światło dzienne. Oczywiście, nie chciała mieć przed nim tajemnic, bo bezgranicznie mu ufała, ale niektóre żenujące epizody ze swojego życia wolała zachować dla siebie. Całe szczęście pamiętnik ma bardzo dobrze schowany w skrytce pod toaletką.

— Oj, no nie bocz się, Kropeczko. — przytulił ją. — Zachowujesz się, jakbyś miała tam materiały wybuchowe. — zażartował, co wcale, a wcale jej nie pomogło. 

— Obiecaj, że nie będziesz mnie uważał za wariatkę! — spojrzała desperacko w jego zielone oczy. — Tam są prezenty dla ciebie na najbliższe trzydzieści lat.

Adrien zamrugał kilka razy z niedowierzania, po czym zaśmiał się wesoło, aż pociekły mu z oczu łzy i nie mógł złapać oddechu. Przytulił ją mocno i trwali tak chwilę. Co się uspokoił, znów się zaczął śmiać. Marinette nie wiedziała, jak ma to wszystko odebrać; było jej trochę przykro, że się z niej naśmiewał. Wiedziała, że tak będzie i właśnie dlatego nie chciała mu o tym mówić. Broda zaczęła jej drgać, a w fiołkowych oczach poczuła łzy. Adrien instynktownie wyczuł jej zmianę nastroju, więc się delikatnie od niej odsunął.

— Hej, nie płacz, Księżniczko. — odezwał się czule, wycierając jej policzki. — To urocze i takie kochane, że wierzyłaś w to, że będziemy mieć kontakt przez tak długi czas. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i nawet nie wiesz, jakim jestem szczęściarzem, że mam cię przy sobie. Kocham cię najbardziej w świecie i zawsze będę ci to okazywać. — pogładził ją po policzku i cmoknął ją w nos. Tak, jak ty mi. 

— Czyli nie uważasz mnie za wariatkę? — upewniała się. Spojrzał na nią z powątpiewaniem wymalowanym na jego twarzy. — Dobra, przepraszam, to już był ostatni raz, kiedy tak wymyślam. 

— To co moja Kropeczka powie na to, żebyśmy zrobili sobie na kolację pyszną, domową pizzę? — cmoknął ją krótko w usta.

— Doskonały pomysł! — zachwyciła się. — Mam ochotę na taką z czekoladą, piankami, może jeszcze do tego truskawki i koniecznie kapusta kiszona! 

Blondyn nie skomentował dziwnych zachcianek swojej lubej, a tylko uśmiechnął się szeroko i mimo późnej godziny zabrali się za pieczenie. 

🔻🔺🔻

Adrien już od samego świtu nie mógł sobie znaleźć miejsca. A to kręcił się przy ladach, myjąc je nieumiejętnie, a to wykładał na półki świeże wypieku, czy zamiatał chodnik przed piekarnią, stojąc zamyślony w miejscu. To był dla niego szczególny dzień i nie potrafił się nie denerwować. Przygotował piekarnię do otwarcia, ale nie przebywał w niej zbyt długo. Sabine odesłała go stamtąd, bo wszystko leciało mu z rąk. W mieszkaniu nie mógł sobie znaleźć miejsca, czekając aż Marinette wstanie. Na jego nieszczęście jego małżonka nie należała do rannych ptaszków, tym bardziej że zajęcia na uczelni miała dopiero po południu. 

Zrobił śniadanie, wypił już trzy kawy i zasiadł przed komputerem, by sporządzić zamówienie w hurtowni, ale nie mógł się skupić. Kiedy wreszcie zeszła do salonu, nie potrafił oderwać od niej swojego rozbieganego od nadmiaru kofeiny wzroku. Serce niespokojnie tłukło mu się w klatce i sam nie wiedział, czy to przez kawę, czy przez to, że za niecałe dwie godziny miał towarzyszyć kobiecie swojego życia w badaniu. Wiedział, że tego dnia wszystko może się zmienić, bo kiedy zobaczy dwie małe plamki na monitorze urządzenia, oszaleje z radości. Dotrze do niego w stu procentach, że za kilka miesięcy zostanie ojcem. Może nawet uda się usłyszeć bicie ich serduszek. Westchnął na samą myśl. Już dawno obiecał sobie, że jeśli tylko kiedykolwiek zostanie tatą, to nie popełni takich samych błędów jak Gabriel. Będzie się nimi opiekował, wspierał, wysłuchiwał każdego problemu i przede wszystkim nie będzie ich do niczego zmuszał tak, jak starszy Agreste zmuszał jego do przeróżnych pozalekcyjnych zajęć czy do modelingu, za którym szczerze nie przepadał. Co prawda miał zerowe pojęcie o tym wszystkim, ale był pewien, że dadzą sobie radę. Byli zgranym duetem nie tylko na polu bitwy, ale i w codziennym życiu, gdy wykonywali codzienne domowe obowiązki. A skoro z Akumami sobie radzili perfekcyjnie, to poradzą sobie i z dwójką dzieciaków. Tym bardziej że zawsze mogli liczyć na rodziców dziewczyny, którzy już im bardzo pomogli i zaoferowali jeszcze pomoc przy ich maluchach. Byli wspaniałymi,  ludźmi, którzy mieli złote serca. Będzie im zawsze wdzięczny za to, co dla nich zrobili.

— Hej. — pocałowała go w policzek. — Wszystko dobrze? — przeczesała jego złotą grzywkę palcami. — Nie wyglądasz najlepiej.

— Za dużo kawy. — uśmiechnął się słabo. — Chciałem się uspokoić. Jemy i musimy wychodzić, bo inaczej się spóźnimy. 

— Kocieeee, nie masz się czym denerwować. — uspokajała go. — Chyba pojedziemy metrem, bo w takim stanie nie dasz rady prowadzić.

— Tak będzie lepiej. — zaśmiał się. 

Przez poranne godziny szczytu na ulicach, jak i w samym metrze było ciasno od spieszących się do swoich obowiązków ludzi. Adrien był cały spięty, co niesamowicie bawiło jego małżonkę. Po wyjściu ze stacji złapała go mocno za dłoń i poprowadziła prosto do kliniki, w której miała umówioną wizytę. 

— Wszystko w jak najlepszym porządku. — oznajmiła im pani doktor. — Jak już pani wie, spodziewa się bliźniaków. Chcecie znać państwo płeć?

— Chcemy? — posłała Adrienowi pytające spojrzenie.

— Chcemy? — odpowiedział pytaniem, głaszcząc jej dłoń kciukiem.

— Chcemy! — odparła pewnie, posyłając mu szeroki uśmiech.

Dzielnie przy niej trwał, mimo iż czuł się, jakby był z galaretki. Serce cały czas niespokojnie łomotało mu w klatce piersiowej. Rozkleił się całkowicie, gdy usłyszał bicie serduszek. 

— Spodziewają się państwo chłopców. — poinformowała młode małżeństwo.

Ot i taka niespodzianka na koniec.

Eh, mam tyle pomysłów, a nie mam weny, żeby je zrealizować :/

Powrót do przeszłości ||Miraculous||Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt