24

599 57 16
                                    

Znad Sekwany dochodził do nich dźwięk muzyki. Przytuliła się do niego, obejmując w pasie. Położyła głowę na jego ramieniu, wsłuchując się w żywą i skoczną melodię, którą grali ich przyjaciele.

— Nie żałujesz, że odszedłeś od nich? — zapytała cicho.

— Nie. — odpowiedział bez namysłu. — To było fajne, gdy było tylko zabawą w wolnych chwilach. Na dłuższą metę by się to nie sprawdziło.

— Nie chciałbyś mieć rzeszy napalonych fanek i ich staników na scenie? — zażartowała, na co się zaśmiał.

— Kropeczko, wystarczy, że ty jesteś moją fanką. — pocałował ją w czubek głowy. — I na co mi staniki ze sceny, skoro mam w domu kilka szuflad twoich. — spojrzał jej w oczy. — Wiesz, dawno nie widziałem cię w tym różowym z czarną koronką. — uśmiechnął się głupkowato, a ona schował twarz w jego klatkę piersiową.

— Chodź do cienia, bo stanie na słońcu ci szkodzi. — mruknęła, ciągnąc go za rękę.

— Sama zaczęłaś tę grę! — śmiał się w głos, idąc krok za nią.

Przez panujący wokoło gorąc musieli schować się w jakiś zacieniony zakamarek, znajdujący się gdzieś na paryskich dachach.

— Nienawidzę upałów! Chcę już wrócić do naszych czasów! — marudziła, przytulając się do Czarnego Kota.

— Wiem, Kropeczko. — odgarnął jej zabłąkany kosmyk włosów za ucho. — Jeszcze kilka godzin i wrócimy do domu i do dzieci. — pocieszał.

Uśmiechnęła się do męża, który od zawsze był dla niej niesamowitym wsparciem. Westchnęła rozmarzona, patrząc w te jego cudowne, zielone oczy. Przejechała wzrokiem po jego ukrytej za czarnym kostiumem klatce piersiowej. Potem po brzuchu, na którym mimo siedzącej pozycji, było widać, jak bardzo jest wyrzeźbiony.

— Mówiłam ci, jak bardzo mnie pociągasz, kiedy jesteś w tym kocim wdzianku? — przygryzła wargę, mrugając kokieteryjnie. Zaczęła go delikatnie całować za uchem, schodząc wargami w dół do żuchwy, a kończąc na jego ustach. — Chrzanić to! Chodźmy do jakiegoś hotelu albo chociaż wróćmy do tego składziku. Kocieeee. 

Adrien przymrużył oczy, patrząc na nią uważnie. Analizował jej zachowanie. 

— Mam inny pomysł. — wstał, zmuszając ją do tego samego.

— Gdzie idziemy? — zapytała, gdy byli już w cywilnych postaciach i przeciskali się pomiędzy ludźmi

🔺🔻🔺

Czas rozwiązania zbliżał się nieubłaganie, a Adrien chodził jak na szpilkach, kiedy Marinette była gdzieś w pobliżu. Nie chciał jej niczym stresować ani denerwować. Czasem były takie chwile, że sama jego obecność w tym samym pomieszczeniu działała na nią niczym czerwona płachta na byka. Tak też było pewnej niedzieli. 

Rankiem otworzył oczy, przekręcając się w łóżku. Chciał się przytulić do żony i poleżeć jeszcze chwilę obok, a potem, jak co tydzień zrobić i zjeść śniadanie w łóżku. Niestety po drugiej stronie zastał tylko zimną poduszkę. Przeciągnął się niczym prawdziwy kot i usiadł, wygrzebując się nieco z pościeli. Gdy wreszcie jego zielone tęczówki spotkały się z fiołkowymi, aż przeszedł go dreszcz od lodu, który od nich bił. Zanim zdążył coś powiedzieć, Marinette warknęła coś pod nosem i wyszła z pokoju. Westchnął ciężko, przeczesując swoje przydługie już blond włosy, a po chwili wygrzebał się spod pościeli i poszedł do łazienki. 

Pił sobie w spokoju kawę, patrząc na objadającą się lodami Marinette. Przez cały ten czas nie zamienili ze sobą ani słowa. Nawet nie wiedział, czym jej zawinił. Czasem tylko rzucała mu jakieś złowrogie spojrzenia. Z przejęciem oglądała jakiś film wojenny, co zdziwiło Adriena, bo przecież Marinette bardziej od horrorów, nie lubi tylko kina wojennego. 

O mało co nie stracił życia, krztusząc się jeszcze ciepłym napojem, gdy donośny płacz jego żony wypełnił cały salon. 

— Adrien mnie zdradził! — zawyła żałośnie.

— Co takiego?! — ryknął Tom, waląc pięścią w stół.

— Chwila! — łapał oddech. — Jakie zdradził? — podszedł i uklęknął przed siedzącą na kanapie dziewczyną. — Księżniczko?

— Zostaw mnie! — pisnęła płaczliwie. — Idź sobie do niej! 

— Do kogo? — pogłaskał ją po udzie.

— Do tej rudej lafiryndy! — znów zaczęła płakać.

— Do jakiej rudej laf… do jakiej rudej? — zapytał.

— Do tej, z którą się całowałeś! — ciągnęła nieustępliwie temat. 

— Niby gdzie? — zdziwił się jej insynuacjami.

— W moim śnie! — wymierzyła w niego palcem wskazującym.

Wszyscy obecni w salonie odetchnęli głęboko, a Tom porzucił pomysł wyciągnięcia swojego najlepszego noża do pieczywa. Patrząc na to wszystko już spokojną myślą, przypomniał sobie, że Sabine była dokładnie taka sama, kiedy to ona była w ciąży. 

Film, który oglądała Marinette został przerwany, a na ekranie telewizora pojawił się komunikat o ataku Akumy.

— I tyle ze spokojnej niedzieli. — westchnął. — Zaraz wracam. — oznajmił Adrien, całując żonę w czoło. 

— Uważaj na siebie! — zatrzymała go wpół kroku. 

— Zawsze na siebie uważam. — uśmiechnął się łobuzersko. — Lecę skopać jakiś tyłek.

🔺🔻🔺

Jesteś już! — odetchnęła z ulgą na widok Adriena w czerwonym stroju, przechodzącego przez portal. Odłożyła szkicownik, który z nerwów zapełniała jedynie bazgrołami.

— Hej, mówiłem ci, żebyś się nie denerwowała. — podszedł do niej i uklęknął przy szezlongu, na którym leżała. 

— Wiesz, że nie potrafię. — przyznała cicho.

— Jak nasze Kociaki? — zapytał, kładąc delikatnie dłoń na brzuchu dziewczyny.

— To są demony, a nie kociaki. — zaśmiała się krótko.

Powrót do przeszłości ||Miraculous||Where stories live. Discover now