99 | nocny wypad

820 60 234
                                    

*Przesunąć zdjęcie w bok. Zalecam włączenie muzyki z multimedii i słuchawki*

*rozdział jest BARDZO długi, więc przygotujcie sobie herbatki, czy coś :))"

Wendy P.O.V.

Poderwałam się z łóżka i natychmiast wyszarpałam nóż spod poduszki.

Odbezpieczyłam broń i uniosłam ją gotowa do ataku.

— Kto tu jest? — spytałam, jakby spodziewając się, że porywacz, złodziej lub morderca odezwie się do mnie i przedstawi.

— Zbieraj się — usłyszałam stanowczy głos, na którego dźwięk wywróciłam oczami. Zaraz potem rozległ się dźwięk szurania obok mojego biurka i z ciemności szybko wyszedł Peter.

Natychmiast starłam łzy. To były paniczne ruchy w przerażeniu, żeby nie pokazać słabości. Zdarłam je z policzków, zostawiając czerwone ślady. Ale ważne, że nie było widać tego, jak miękka jestem.

— Dlaczego ryczysz? — założył ramiona na piersi.

Kurde.

— Wynoś się — powiedziałam twardo i wyminęłam go, idąc w kierunku szafy. Ja także będę stanowcza.

Wybrałam pierwszą lepszą czarną koszulkę i wciągnęłam ją na siebie, żeby nie stać przed nim w bieliźnie. Odłożyłam nóż na biurko i zmroziłam zielonookiego wzrokiem.

— Weź bluzę, ubierz jakieś gacie i idziemy — powiedział zupełnie poważnie.

Spojrzałam na niego, jak na kompletnego debila. Zerwałam z nim znajomość. Powiedziałam, że go nienawidzę, a on przyłazi mi przez okno do pokoju i jakby nigdy nic, probuje wyciągnąć z domu.

— Pogrzało cię? Nie chcę cię widzieć. Wyjdź stąd — pchnęłam go, chcąc wyrzucić na balkon, a następnie tam zamknąć. Nie chciałam n i k o g o widzieć. Chciałam być sama ze swoją winą.

Odepchnął mnie zdecydowanie za mocno i podszedł do mojej szafy. Wyciągnął czarne jeansy i różową zupełnie nie pasującą bluzę. Rzucił nimi we mnie i kazał ubrać.

— Wynoś się.

— Dlaczego ryczysz?

— Nie ryczę — warknęłam — Nigdzie nie idę. Nie chcę cię więcej widzieć. Nie wyraziłam się jasno? — Nie mogłam zrozumieć genezy jego przybycia.

— Ja też ci mówię wiele rzeczy, ale jesteś odporna na rozkazy i bodźce.

Otworzyłam szeroko oczy, a ręce opadły mi niemalże do ziemi.

Nie no, nie wierzę.

— Wiem, że nie jesteś w humorze, ale chodź.

— Czego nie rozumiesz? Mówiłam ci, że mam cię dosyć i nie chce mieć z tobą nic wspólnego! Wynocha stąd albo zawołam tatę.

Wywrócił oczami.

— Kupię ci lody.

Uniosłam na niego spojrzenie i założyłam ramiona na piersi. Wtedy zrozumiałam, z jak wielkim debilem mam do czynienia.

— Jest pierwsza w nocy.

— Więc zamknij łeb, bo obudzisz wszystkich.

Zacisnęłam zęby.

— Idziemy — podszedł do mnie — Ubierz się.

— Nie — pokręciłam stanowczo głową — Wyjdź stąd — testował moją granicę cierpliwości. Byłam bardzo nie w humorze po pogrzebie i po ogromnej, pierwszej takiej kłótni z Zackiem. Chciałam pobyć sama, a gdy tylko myślałam o dzisiejszych wydarzeniach, w gardle rosła mi gula.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now