45

962 66 168
                                    

Ten tekst mówiłam za każdym razem, gdy ktoś mi podskakiwał. Następnie zaczynałam się drzeć i finalnie kończyło się na rękoczynach, oraz wielkiej agresji z mojej strony. Chłopak nie wypowiedział tego zwyczajnie. Po jego tonie, sposobie patrzenia na mnie i generalnej mimiki, można było to bardzo łatwo wywnioskować. On wiedział. Tylko skąd?

Wystraszyłam się jak wiele może jeszcze o mnie wiedzieć. Czy wiedział o kuratorze? O Thomasie? Nie chciałam, żeby ktoś dowiedział się o mojej najmroczniejszej stronie.

Peter posłał mi znaczący uśmieszek i i przykucnął przy przerażonym krasnoludzie. Wcale się nie uspokoiłam. Mógł komuś wygadać, albo wyrobić sobie o mnie błędne zdanie.

Robbie chronił się rękami i kulił w kącie tak żałośnie, że mimo zdenerwowania, moje serce pękało wpół. Przerażające było jak wielki postrach zielonoooki potrafi wzbudzić.

— Nie denerwuj się, bo będziesz tego żałował — syknął Ethan. On jeden umiał mu przemówić do rozsądku.

— Agresję zwalczaj agresją, a spokój...uwaga zgadnij czym — uśmiechnął się do niego Peter. Po braku odpowiedzi, sam jej sobie udzielił — Zgadza się. Agresją.

— Peter, proszę Cię — szepnęła Ceddar, łapiąc jego nadgarstek. Spojrzał na nią, a w jego oczach zagościły bardziej spokojne iskierki. Brunetka umiałam go uspokoić?

— Nie rób mu nic. Jak nic nie powie, to wtedy go zamordujemy — zapewnił Max, na co Peter zmierzył istotę w kącie spojrzeniem nienawiści i zdegustowania, po czym odszedł pod przeciwległą ścianę.

Spojrzałam na niego przełykając ślinę. Wyglądał tak niepozornie. Był niedojrzałym dzieckiem, które nie dostrzegało wagi cudzego życia. Również nie należałam do świata dorosłych, ale nie potrafiłabym kogoś zabić z zimną krwią, a jemu przychodziło to z taką łatwością, jak mi pływanie.

Chłopak uniósł na mnie spojrzenie. Miał założone ramiona na piersi i mimo ohydnej struktury skóry i mikroskopijnego wzrostu, wciąż miał swoje zielone oczy i coś takiego, co ma tylko Peter pan.

— Gadaj, albo cię zarżniemy — przed krasnoludem kucnął Alex przystawiając mu mały scyzoryk do gardła. Zdziwiła mnie agresja tak spokojnego przecież blodnyna. Nie był jak Peter, który zabija dla czystej przyjemności — Jak mi idzie? — chłopak uśmiechnął się infantylnie i skierował łagodne spojrzenie, niczym sarenki na nas. No i mamy Alexa.

Pokazałam mu kciuki w górę i wzrokiem poleciłam powrót do wcześniejszych gróźb.

— Dobra. Ale musicie mi coś dać w zamian — krasnolud wychylił się, niemal stukając nosami z Alexem.

— Zależy co — mruknął Felix wznosząc oczy do góry. Robbie zaśmiał się i powoli podniósł się z ziemi.

— Weź tą księgę — krasnolud już stojąc, pokazał Felix'owi szafkę z tysiącem opowieści na półkach.

Czy miejsce pobytu smoka i inne informacje na jego temat mogły być spisane? Czyli jego istnienie sięgało naprawdę daleko w tył. Tak, jak chłopcy twierdzili.

— Czemu sam nie możesz się ruszyć? — Peter warknął pretensyjnie.

Krasnolud zmierzył go spojrzeniem politowania i uniósł brew jakby chłopak zadał najgłupsze pytanie świata.

— Już wieki temu nauczyłem się, żeby nigdy nie stawać do ciebie plecami — na jego odpowiedź, Petera twarz rozjaśnił chytry uśmieszek.

— Słusznie — zielonooki wcisnął ręce do kieszeni i wzniósł oczy do góry.

Nie wiedziałam co o tym wszystkim sądzić, ale czekałam na rozwój wydarzeń w sprawie smoka. Felix westchnął i ciężkimi krokami skierował się do wielkiej, brązowej szafy stojącej pod ścianą. Stanął przy półkach i odwrócił się do krasnoluda wymijająco. No faktycznie. Którą księgę miał na myśli stwór?

Take me to the Neverland Onde histórias criam vida. Descubra agora