70 | „Wynoś się stąd!"

712 58 83
                                    

Wendy P.O.V.

— Zostaw mnie! — wrzasnęłam i zacisnęłam dłoń na rękojeści noża z całej siły. Łokcie miałam już całe poobijane i ogromne zawroty głowy.

Nagle poczułam ogromny ból na dłoni. Szybko spojrzałam na nią. Krew płynęła mi strużką aż po nadgarstek i kierowała się w stronę łokcia. Dziwnym trafem nóż był odwrócony w drugą stronę i wbity w moje palce, które zacisnęłam. Rzuciłam nim na drugą stronę malutkiego pokoju.

— ZOSTAW! — ryknęłam, a moje plecy wygięły się w drugą stronę podnosząc jedynie korpus z bólu — Spieprzaj! Daj mi spokój! — wydarłam się błagalnie i odwróciłam na brzuch. Zaczęłam się czołgać w róg pokoju.

Usłyszałam szyderczy śmiech koło ucha, a lodowate ręce odgarnęły mi włosy z karku. Cień mnie męczył. Prześladował mnie. Wszyscy zawsze śmiali się z przerażenia się własnego cienia. Mnie jednak zawsze niepokoiły, a ten od Petera ilekroć go spotkałam, sprawiał mi niesamowity ból.

Ryknęłam na całe gardło i uniosłam głowę przed siebie — Boli! — czułam, jakby każda z moich kości zaczynała radykalnie się powiększać rozrywając mi skórę — Przestań! — wrzasnęłam.

Słone łzy dały o sobie znak w moich oczodołach. Nie miałam siły walczyć. Nie widziałam nawet przeciwnika. Bolał mnie każdy najmniejszy skrawek ciała, a jego większość była w siniakach, ranach i krwi.

Poczułam chłod na policzku, a następnie usłyszałam, jakby miliardy głosów w głowie. Ktos się wydzierał, usłyszałam miotanie i wrzaski. Przeszywające jęki bólu i wycie cierpienia.

— Przestań! — krzyknęłam. Czułam, że zaraz oszaleję. Bałam się jak jasna cholera. Przycisnęłam ręce do uszu tłumiąc wrzaski. Prawie doczołgałam się do ściany. Już prawie...

Usłyszałam trzask i niemal natychmiast się obudziłam. Na policzkach miałam zaschnięte łzy. Nie potrafiłam się ruszyć. Bolała nnie każda kość. Było mi lodowato, a ciało miałam pokryte gęsią skórką, mimo letniej temperatury. Poprzedniego wieczora wybrałam najbardziej przewiewną piżamę, jaka była. Chciałam spać w swoich majtkach i staniku, ale gosposia zapowiedziała się na ósmą do budzenia nas, a taki strój nie jest za bardzo akceptowalny w XVIII wieku.

Wzięłam głęboki oddech. Ewidentnie ktoś rzucał kamieniami w zasłoniete okno. Ceddar spała obok mnie z jedną ręką przełożoną przez mój brzuch, a drugą swobodnie zwisająca z łóżka. Była odwrócona ode mnie i głośno oddychała we śnie.

Zamrugałam. Byłam przerażona nieumiejętnością ruszenia się. Nie potrafiłam nawet zmienić położenia najmniejszego palca, a co dopiero podnieść się z łóżka i podejść do okna.

Spojrzałam na Ceddar błagalnie. Proszę proszę niech ona się obudzi i mi pomoże.

W twarz uderzyła mi fala gorąca. Co, jak mam jakimś cudem naruszony rdzeń kręgowy i już nigdy się nie ruszę? Muszę czekać na brunetkę, która wezwie chłopców i razem stwierdzą u mnie kalectwo.

Chociaż przecież Zack spadł na skałe i był sparaliżowany, a jedna z dwóch znajomych mi postaci magicznych go uleczyła.

Może jest dla nnie nadzieja.

Przełknęłam ślinę. Walenie kamieniami w okno się nasilało. Byłam przerażona ze względu na mój stan i koszmar. Cień śnił mi się od dnia przed moim porwaniem. Noc w noc. Od dawna się nie wysypiałam. Chodziliśmy spać nad ranem i również w tej samej części dnia musieliśmy wstać.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now