63

762 63 172
                                    

— Możesz się tak nie tłuc? — syknęłam do Petera, który po raz kolejny potknął się o coś ciężkiego i nie wierzę, że nikogo jeszcze nie obudził.

— Możesz nie zrzędzić? — odpowiedział naśladując mój ton.

Zacisnęłam wargi i podeszłam do drzwi. Na strychu nie było ogrzewania, czego nie wiedzieć czemu się spodziewałam.

W XVIII wieku nie ma ogrzewania, Wendy.

Jakim cudem ci ludzie tu w ogóle żyją?

Nagle zrobiło mi się jakoś chłodniej. Zaczęło mi się kręcić w głowie.

Postawiłam pewnie stopę przed sobą chcąc odgonić od siebie dziwne uczucia, ale nie poskutkowało. Nagle nogi mi się ugięły, więc upadłam na ziemię.

Co jest!?

Czułam się jak wtedy, gdy jesteśmy sfrustrowani bo od stania na zimnie zdrętwiały nam palce i pisanie sms-ów trwa wieczność. Tylko ja zupełnie nie miałam czucia. Podparłam się podłogi i usiłowałam zaczerpnąć powietrza. Złapałam się ręką za twarz. Było mi duszno. Muszę wyjść.

— Wendy? — usłyszałam niepewny głos Felixa — Wszystko w porządku? — zapytał i złapał mnie za przedramię próbując podnieść.

Głowa mi pulsowała.

— Ja... — zaczęłam, ale w gardle mi zaschło — Musze się przewietrzyć.

— Nie ma jak — podszedł do nas Brendan.

— Co ty znowu wymyślasz — usłyszałam agresywny ton Petera — Chodź.

Jesteś ostatnią osobą, z jaką teraz chciałabym przebywać.

Pokręciłam głową przecząco. Zielonooki najwyraźniej nie uznawał tej formy sprzeciwu, bo podszedł do mnie i złapał za przedramię. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, zacisnął na nim palce i natychmiast złamał mi kość.

Chciałam wrzasnąć, ale Felix zasłonił mi usta. Z resztą było to mądre, bo obudziłabym wszystkich domowników.

— Pogrzało cię?! — krzyknęłam najciszej jak się dało w stronę rozbawionego Petera — Co się cieszysz? Obedrę cię ze skóry! To gnoju! Pokrako! Obetnę ci palce! Będziesz bezpalczasty!... — zaczęłam wymieniać wszystkie wyzwiska, jakie tylko znam — Co się cieszysz? Jesteś martwy! — powiedziałam i rzuciłam się w jego stronę.

Felix złapał mnie w pasie i przytrzymał. Wyrwałam się najmocniej jak się dało. Czułam tylko chęć mordu.

— Ale widzisz? Lepiej się czujesz? — Peter podszedł do mnie z głupim uśmieszkiem. Faktycznie. Cały ból głowy i zawroty zupełnie mi minęły. Tylko przedramię mnie piekło. Obrzydliwe uczucie przemieszczonej kości. Nie pytając o zgodę, zielonooki przejechał językiem po wewnętrznej stronie policzka i wcisnął moją kość na miejsce.

Zajęczałam i upadłam na ziemię. Felix ciągle mnie trzymał, a w ręce prawie straciłam czucie.

Zamknęłam oczy i zagryzłam zęby. Bolało.

— Ból trzyma nas na świecie — Peter kucnął przy mnie — zaraz się zrośnie — poklepał mnie po głowie i poszedł w stronę chłopców.

Cała ta sytuacja była niepokojąca.

Bo niby czemu się tak czułam?

Osunęłam się na ziemię i zapiszczałam.
— Dzięki — szepnęłam do Felixa, a on usiadł przy mnie i głaskał mnie po głowie z głupim uśmieszkiem.

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz