66

721 67 80
                                    

Ceddar P.O.V.

Przed nami stał wielki zamek. Zbudowany był z białego kamienia i lekko porośnięty roślinami. Składał się z wielu kawałków, a w niektórych miejscach znajdował się korytarz z pustymi miejscami w ścianach, tak, by tworzyły swojego rozdziału balkony. Liczne były tutaj wieżyczki zakończone ostrymi dachami i okrągłe budowle kryjące zapewnie pełno komnat. Cały zamek miał miliardy okien. Nawet nie umiałam wyobrazić sobie ile mieścił pokoi, oraz pięter. Znajdował się na wzgórzu i nie posiadał jako takiego ogrodu. Wejściem były zakratowane na biało drzwi prowadzące do przejścia między królestwem, a światem. Z daleka widziałam, że prowadziło na malutki placyk z fontanną na środku. Cała budowla stała na wzgórzu, a z tylnej strony rozciągał się klif prowadzący do oceanu.

Co prawda był niesamowity i piękny, ale widziałam pałace wróżek, Ardelli i Kratyrów. Jest bardzo fajny, ale ich chyba nie da się przebić. W zamku tych pierwszych większość rzeczy lata w powietrzu, unosi się przyjemny kwiatowy zapach połączony z wanilią. Wszędzie latają wróżki, a ich pył i nektar można otrzymać w hektolitrach, gdzie normalnie bardzo ciężko je zdobyć. Poza tym znajduje się w lesie Plattera i jest niesamowicie cudowny oraz klimatyczny. Ardelle maja neony na każdym kroku, przez które trzeba mrużyć oczy, ale i tak są przepiękne. Cały pałac spowija noc, dzięki czemu jest bardzo widoczny i naprawdę genialny. A Kratyrowie mają zupełnie przeszklony zamek. Wszystko jest zrobione z kryształów i odbija światło wypalając gały. Można dostrzec wnętrze zamku, które zrobione jest z bardzo podobnych materiałów. Za to tam jest bardzo zimno i pada śnieg.

Książęta zatrzymali się przed pałacem i zeszli z koni, dumni z budowli niemalże na ich własność. 

— Pomóc? — zapytał Blake wystawiając w moją stronę rękę. Spojrzałam na niego z góry i bez żadnych problemów zeskoczyłam z konia.

— Nie trzeba — otrzepałam się i wyrównał sukienkę, po czym wyprostowałam się wbijając w niego wyczekujące spojrzenie.

Miał przyjazne rysy. Ciemnoniebieskie oczy patrzyły na mnie spod jasnych rzęs. Usta miał wąskie i bladoróżowe, a policzki pełne i bez żadnych skaz.

— Zapraszam w nasze skromne progi — powiedział głośno William. Podszedł do bramy, za którymi stała piątka strażników w ciemnych zbrojach. Ruszyłyśmy za nim przysuwając sie do siebie. Blake ruszył za mną.

— I co? — szepnęłam do Wendy.

Dziewczyna spojrzała na mnie niewidocznie, niemal nie odwracając głowy.
— Nie wiem. Co robimy? — odszepnęła.

Mimo wszystko lekko się bałam. Nigdy nie byłam w ich zamku, nie znam ich i nie mam pojęcia ani czego się spodziewać, ani co nas czeka.

— Idziemy — rozejrzałam się po zewnętrznej stronie zamku.

Stanęłyśmy przy bramie, William powiedział coś do strażników, a ostre kraty ruszyły do góry. Przełknęłam ślinę. Z niewiadomych powodów czułam lekki niepokój.

Strażnicy kiwnęli głowami w naszą stronę i dokładnie obejrzeli każdego z nas.

Ciekawe, czy to jacyś przystojniacy.

Uśmiechnęłam się do nich flirciarsko i mrugnęłam zupełnie w ciemno, ale Wendy odciągnęła mnie za ramię, zanim zdążyli jakkolwiek zareagować.

— No ej — powiedziałam do niej wydymając usta. Możliwe, że to były stare dziady, ale mogły to też być hot dwudziestki.

Usłyszałam za sobą dźwięk uderzających krat w ziemię i odwróciłam się przez ramię. Blake'a już tam nie było, a Strażnicy patrzyli na mnie, a ja ponownie zatrzepotałam rzęsami i chciałam posłać oczko, ale Wendy się zaśmiała i złapała mnie w pasie przekładając przed siebie.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now