114 | duzo spicy

947 50 124
                                    

Wendy P.O.V.

— Peter, możemy pogadać? — powiedziałam wystarczająco donośnie, żeby ten kretyn mnie usłyszał, ale nie dość, żeby mnie wysłuchał. Mogłabym drzeć się na cały głos, megafonem napieprzać mu prosto do ucha, a on wciąż udawałby głuchego.

Zielonooki kompletnie mnie zignorował i niezmiennie dyrygował chłopcom.

— Mam konkretną sprawę — warknęłam.

Zaczynałam się ostro denerwować.

— Alex odłóż to do cholery i stań w jednym miejscu! — krzyczał.

Pchnęłam go, żeby się odwrócił, ale ruszył przed siebie.

Natychmiast wyciągnęłam z pasa składany nóż i wcisnęłam przycisk rozkładający go, co wydało charakterystyczny dźwięk.

Wtedy zastygł i powoli się odwrócił.

— Czego chcesz? — zagadnął mnie oschle i niechętnie.

— Chciałam pogadać o tym, co stało się wczoraj rano — zaczęłam. Miałam na myśli oczywiście nasz kompletnie spontaniczny i nieplanowany pocałunek. Do teraz nie otrząsnęłam się z szoku i wciąż mam wrażenie, że to mi się najzwyczajniej przyśniło.

— O czym konkretnie? — najwyraźniej czas uwagi Petera dobiegł końca, bo stracił zainteresowanie mną i ruszył przed siebie. Złapał biegającego po całej plaży Alexa za ramię i pchnął go na tyle mocno, że ten się wywrócił.

— Ej! — krzyknął blondyn, próbując się wyrwać spod wciskającej go w piasek ręki zielonookiego. Westchnęłam. Przedłużał czas mojej cierpliwości na oczekiwanie rozpoczęcia rozmowy z Peterem.

Brunet powoli przy nim klęknął
— A spakowany jesteś? — warknął, na co odpowiedziała mu wymowna mina chłopaka — Jeśli się nie spakujesz, to ja cię wsadzę do plecaka, szczelnie zapnę i zostawię. Dlatego radziłbym ci się wziąć do roboty, bo inaczej tu zostaniesz.

— No dobra, już dobra — mruknął zdenerwowany pod nosem. Wyrwał się spod Króla Nibylandii i pobiegł prosto do domku. Zauważyłam jak wszystkie mięśnie zielonookiego niebezpiecznie się napinają.

— Masz minutę — warknął, najwyraźniej w odniesieniu do tematu, który chciałam wyjaśnić.

— Odnośnie tego, co się wczoraj rano stało... — przeszłam do konkretów.

— Co się niby stało? — chłopak gwałtownie się podniósł i stanął w niebezpiecznej odległości ode mnie, przez co musiałam spojrzeć w górę. To było upokarzające, więc wykonałam dwa małe kroczki w tył. Profilaktycznie.

— Pocałowałeś mnie.

— No i co? Nie pierwszy raz.

Zacisnęłam szczękę. Nie było jego zdaniem żadnego problemu?

— Nigdy więcej tego nie rób — warknęłam.

Peter prychnął pod nosem i ponownie zmniejszył dzielącą nas odległość. Był zdecydowanie za blisko. Nachylil się nade mną. Czuć było od niego ostry zapach lasu i oceanu. I złość. Wręcz furię.
— Czego dokładnie? — szepnął na tyle cicho, że nikt inny nie mógłby tego usłyszeć. Całe ciało zaczęło mnie mrowić, a w twarz buchnęła fala gorąca. Nawet mój żołądek zaatakowały jakieś wściekłe motyle. Próbowałam nabrać powietrza i odsunąć się od niego. Nie umiałam. Pochylił się jeszcze bardziej, aż poczułam jego oddech na szyi. Coraz bliżej. Nieoczekiwanie lekki ból na gardle, bo Peter ewidentnie mnie ugryzł, a następnie przejechał wargami, które niemal wcisnął w moją skórę, zaciągając ją do ust. Wzdrygnęłam się, ale nie narzek...CHOLERA BĘDĘ MIAŁA MALINKĘ — Nie chcesz, żebym cię całował? — ostatnie zdanie zabrzmiało już bardzo nieprzyjaźnie. Zaraz się zagotuje. Za ciepło. Za ciepło mi! — Czy dotykał? — Jedną ręką gwałtownie złapał moją żuchwę, a drugą niemal boleśnie przyciągnął mnie do siebie za pasek od moich spodni.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now