19

1.2K 87 58
                                    

Dotarłam już na piasek i wyłożyłam się na wciąż ciepłych ziarenkach. Spojrzałam tylko raz na puste już miejsce, w którym jeszcze przed sekundą była Klementynka i padnięta całym dniem, zamknęłam oczy. Walczyłam, by nie zasnąć, bo wiedziałam, że jeszcze trochę muszę poczekać.

Nagle na moje plecy wpadło coś bardzo ciężkiego, co prawie zmiażdżyło mi płuca i doprowadziło do nabrania tony piasku w usta. Pozniej dodatkowy ciężar mnie przygniótł, a moja twarz znalazła się w pyle.

Zszokowana odwróciłam się i zauważyłam, że na mnie leżą grube cielska Alexa i Zacka. Wiedziałam, że zaraz zacznę się z nimi bawić, wiec doczołgałam się do wody, przepłukałam oczy, po czym zrzuciłam ich z siebie. Sypnęłam w blondyna dwie garści piasku i zaczęłam atakować Zacka. Usiadłam na nim i zaczęłam obsypywać piaskiem. Rozbawiła mnie jego obrzydzona mina. Współczułam mu późniejszego wymywania pozostałości po walki z twarzy.

Chłopak przerzucił mnie przez głowę i docisnął mnie do ziemii, sam obsypując mnie piaskiem. Zaczęłam kaszleć i śmiać się z jego zaciętej miny, oraz barku jakiejkolwiek dorosłości i powagi w oczach.

— Zack — zaśmiałam się i zaczęłam odsuwać od siebie chłopaka kładąc mu ręce na twarzy. Brunet skrzywił się i sam wybuchnął śmiechem. Zack złapał moje nadgarstki i docisnął do ziemi, aby uniemożliwić mi dalsze wbijanie mu palców do oczu.

Obróciłam się na plecy i zaczęłam wyrywać z uścisku, padając ze śmiechu. Już naprawdę ledwo co widziałam, a ziarenka wciąż wbijały mi się w gałki oczne, piłowały zęby i rysowały brzuch. Mój nowiusieńki strój od Petera był już mokry i ociekał wodą. Nagle ktoś złapał moje nadgarstki i uniósł do góry, druga osoba zaś złapała moje kostki i zrobiła z nimi to samo.

— Idioci! Co wy robicie!? — pisnęłam widząc, że oprawcami są nie kto inny jak Zack i Alex.

Rozbawieni, nagle mnie puścili, a ja gruchnęł o już twardy w tamtym momencie piasek. Wbił mi się w skórę oczywiście, ale nie zajęczałam z niechęcią, bo stało się coś od wiele dziwniejszego. Z tak bliskiego kontaktu z ziemią, wyczułam że zaczęła dudnić pode mną. Zmarszczyłam brwi i lekko się zaniepokoiłam. To naprawdę było dziwne, a wstrząsy bardzo mocne. Czułam je całym ciałem.

Wstałam ostrożnie i powoli, otrzepując się z piasku. Większość ziarenek opuściło już moje oczy i usta. Nagle z nikąd, obok mnie pojawił się Peter.
— To jakiś potwór i nas zje prawda? — zapytałam bez cienia sarkazmu. Chłopak zmrużył oczy i spojrzał na mnie skwaszoną miną.

— Tak, ciebie rzucimy w pierwszej kolejności — rzucił sarkastycznie.

Już otwarłam usta, żeby mu odpysknąć, gdy spomiędzy drzew zaczął wylewać się na glebę cień, a zaraz po nim wyszedł mężczyzna. Chociaż nie taki zwykły. Miał zieloną skórę, długie i poskręcane na końcach rogi, żółte oczy i długie pazury. Był ode mnie o wiele wyższy i szacowałabym jego wzrost na przynajmniej dwa metry. Był bardzo dobrze zbudowany - Sześciopak, rozbudowane barki i wielkie bicepsy.

Peter wystawił rękę w bok i spokojnie mnie odsunął szepcząc
— Cofnij się — zrobiłam, co nakazał zdziwiona jego postępowaniem, jednak szybko zabrał dłoń.

Z mojej kłótni z samą sobą, wyrwał mnie gruby głos mężczyzny. Szczerze, to nie wzbudzał we mnie strachu. Wręcz przeciwnie. Wydawał się bardzo miły i skory do dobrych relacji. Mimo wszystko, Peter wydawał się być zdenerwowany, więc postanowiłam się ustosunkować.

— Witaj Peter! — mężczyzna rozłożył ręce ukazując masę blizn i rozcięć na żebrach. Podszedł do chłopaka i prawdopodobnie chciał go przytulić, choć blondyn cofnął się i wyciągnął sztylet.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now