89 | Rozwiązanie akcji smoka powietrza

525 52 92
                                    

Wendy P.O.V.

Ledwo stłumiłam śmiech widząc, co wyczynia Ethan.

Chłopak wrzasnął i zaczął śpiewać skacząc po chmurach jak niepełny umysłu.

— I że niby ja tak robię? — spytałam ironicznie Coltona siedzącego obok mnie. Na te słowa także zasłonił usta śmiejąc się. Wszyscy ledwo wytrzymywali w ciszy widząc, co ich na codzień poważny znajomy robi.

Czas mijał i mijał, a po Treburze nie było śladu. Zaczynałam się powoli martwić, o to kiedy i czy w ogóle przyleci. Wszyscy zaczynali się tym się nad tym zastanawiać, ponieważ było to bardzo ważne dla naszej misji i zależało nam na jej tempie.

Mimo, że zaczynały nam już drętwieć kolana, to łagodził to widok wydurniającego się aż do skrajności Ethana.

Chłopak stanął na rękach i wrzasnął klepiąc się ręką po ustach, przez co powstał indiański okrzyk.

— Co on wymącił — zaśmiał się Peter. Miał ładny śmiech. Nie zasługiwał na niego.

Gdybym patrzyła z boku i zupełnie nie znała Ethana, to stwierdziłabym, że zachowuje się naturalnie i faktycznie jest taki z charakteru. Że faktycznie drzemie w nim dziecko, które teraz się uwolniło. Gdy tak krzyczał i śmiał się jednocześnie, wyglądał jak mały chłopiec, który zdaje sobie sprawę ze swojej wolności.

— To nie ma sensu. On już nie przyleci. Trzeba wymyślić coś innego — wzruszył ramionami Ethan. Jak już mówiłam, to co mi się wydawało, to tylko mi się wydawało.

— Nie poddawaj się. — nakazała Ceddar. Spojrzałam na nią. Na jej skroni widniał ogromny świeży siniak najprawdopodniej zaistniały z mojej winy. Nie czułam się z tym już aż tak źle. Poczułam, że chociaż jedna osoba nie jest mną rozczarowana i załamana. Co prawda niezbyt wartościowa, ale osoba. Nawet nie do końca osoba, trochę demon. Konkretnie Peter.

Wyszliśmy z kryjówki i stanęliśmy przed Ethanem, który był już silnie podirytowany.

— Nie wiem co trzeba zrobić. — wzruszył ramionami Coton.

— Może jesteś za mało szczery — zasugerowałam, przez co wszyscy na mnie spojrzeli — Nikt nie chce się zadawać z udającymi osobami.

— Ale ja nie jestem szczery krzycząc te idotyzmy — blondyn zmroził mnie wzrokiem.

— To mów to, co czujesz — uśmiechnęłam się.

— Lepiej nie — wtrącił Peter.

— Spieprzaj — warknął Ethan. Wywróciłam oczami, na to, że chłopak nie chce się zastosować do moich rad. Po po chwili jednak zrozumiałam, jego prawidłowa intencję.

— Ej!

— Nie wiem co zrobimy, może po prostu... — słowa Brendana przerwał główny huk i warkot dobiegający sprzed nas. Nagle zza chmury dosłownie piec metrów przed nami, wyleciał ogromny połyskliwy smok. Wydarłam się na całe gardło mało nie tracąc równowagi, co mogłoby mnie zrzucić z chmurki.

— Trebur! — krzyknęła Ashlynn wesoło, ale my wszyscy mieliśmy już ataki strachu. Smok jakby nigdy nic, wylądował sobie obok nas i wyprężył się, pokazując w całej okazałości.

Leżałam rozczochrana obok trzęsącego się Alexa i przeżywałam Himalaje przerażenia. Serce biło mi strasznie szybko, a krew buzowała w żyłach. Zrobiło mi się gorąco i kręciło mi się w głowę. Przełknęłam ślinę obserwując potwora, który dziwnie spokojnie się zachowywał.

Był kolosalny. Miał z dwadzieścia metrów, szczupłe srebrzyste ciało i połyskujące na wszystkie kolory tęczy łuski. Przez brzuch przelatywała przezroczysta falbana, która powiewała na wietrze. Łapy zakończone były ostrymi długimi pazurami, a kończyny mogły zaszczycić się wypracowanymi mięśniami. Szyja potwora była gruba, a po karku przebiegały lawendowe kolce. Pysk był długi, a z paszczy wystawały zagięte kły, które okalały obie szczęki. Nozdrza przybrały kształt trójkątów, a sam nos był raczej płaski. Uszy okazały się wielkimi falbanami pokrytymi brylantami. Oczy potwora były jasnofioletowe i przepełnione takim szczęściem, jakiego jeszcze nie miałam okazji zobaczyć. Oceniając jedynie wygląd smoka, wyglądał niewyobrażalnie przerażająco, ale w oczach było widać, że w żadnym wypadku nie ma złych zamiarów.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now