23

1.1K 84 69
                                    

Wszyscy siedzieliśmy w miejscu od ponad godziny. Nikomu nie chciało się ruszyć. Wszyscy nie umieli przyswoić tego, co się właśnie wydarzyło. Peter siedział w miejscu na podłodze prawdopodobnie składając wiadomość do Dzwoneczka.

Przeczesałem włosy patrząc ciągle na taflę wody z nadzieją, że Wendy się tam wynurzy i wszystko wróci do normy. Znowu będzie kolorowo i zabawnie. Niestety tak nie było. Żarty musiałem odstawić na bok, chociaż moja niedojrzałość sama nasuwała mi jakieś suchary dla rozluźnienia atmosfery, które z pewnością nie byłyby na miejscu.

Peter wstał, przycisnął dłoń do serca i odsuwając ją od ciała, stworzył zieloną smugę światła, którą wyrzucił w powietrze, a ta poszybowała daleko w górę.

— Jak się pospieszy, to będzie tu za jakąś godzinę — chłopak usiadł na drewnianej podłodze i przeciągnął się — Miejmy nadzieję, że z antorem.

Dowiedziałem się, że antor to mikstura, która zamieni nas w syreny. Ale to będzie czadowe mieć ogon i łuski. Czuć się jak ryba. Ciekawe doświadczenie, nie powiem.

— Cieszysz się? — zapytałem z nagłym uśmiechem na twarzy — Będziemy syrenami!

Chłopak uniósł na mnie spojrzenie spod byka i prychnął cicho. Uśmiechnął sie jednak do siebie i nie odpowiedział mi nic. Może to nie na miejscu, że się podniecam przyszłym ogonem, ale może trafi mi się niebieski! Może będę miał dwumetrowy ogon i będę płynął z prędkością światła! Może będę miał takie szpony, że aż strach będzie na mnie spojrzeć! Może poznam tam jakąś ładną i kochaną syrenę. Chociaż patrząc na nie, to chyba nie jest to możliwe. To są trudne i niezrozumiałe stworzenia. Niezbyt nastawione pozytywnie do świata.

Wendy pasowała mi do Petera, ale wiedziałem, że taka relacja byłaby niezdrowa dla obu stron, a ponadto chłopak naprawdę jej nie znosił. Dlatego też próbowałem zrobić co się da, aby udało się jej z Felixem. To w porządku chłopak i to nieco dojrzalszy od blondyna, mniej osób zabił i nie ma mrocznej przeszłości. Też byłaby z nich spoko para, a do tego widzę, że dziewczyna mu się podoba. Chyba z resztą z wzajemnością. Jednak nie ma co się spieszyć. Młodziutka jest.

Chciałbym się zdrzemnąć na chwilę chociażby, ale nerwy mi nie pozwalały. Moje szipy z dziewczyną mogły się nigdy nie spełnić, bo możliwe, że już nie żyła.

— Kiedy będzie dzwoneczek? — zapytałem Petera, który odpowiedział mi spojrzeniem politowania.

— Wysłałem wiadomość pół minuty temu — prychnął — Powinniście iść spać. Co innego chcecie w tym czasie robić? — przeciągnął się i położył na ławce.

Z nas wszystkich tylko Peter miał tą całą sytuację zupełnie gdzieś, albo naprawdę dobrze ukrywał zdenerwowanie. Nie martwił się niczym, ewentualnie snem. Nie chciałem jednak się z nim kłócić, bo pamiętałem jego prawdziwy charakter. Coś złego się z nim po prostu podziało i tyle.

Może też powinienem iść spać? Za mną ciężka podróż, a czas z pewnością minie mi szybciej w świecie snów. Z tą myślą mimo silnych emocji, zająłem miejsce na ławce i zamknąłem oczy nawet nie wiedząc kiedy straciłem kontakt z rzeczywistością.

***

Obudził mnie Peter przejętym głosem. Otwierając oczy, serce mi zabiło szybciej z nadzieją, że to Dzwoneczek i możemy pomóc Wendy.

— Alex, Alex wstawaj! — potrząsał mną przejęty Peter. Od razu poderwałem się na równe nogi i spojrzałem roziskrzonym wzrokiem na horyzont w poszukiwaniu wróżki. Nie zobaczyłem jej jednak.

Take me to the Neverland Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ