54

881 69 155
                                    

Smok zamknął paszczę i zupełnie zapominając o brunecie, wbił wzrok w Dzwoneczka.

Ciepnął biednym Zackiem na bok, a chłopak przerażony sytuacją zaczął spadać i omal rozwaliłby się na krwawą masę, gdyby nie zaczepił się jakiegoś wystającego głazu.

Ethan i Felix momentalnie podbiegli do niego z chęcią pomocy i stanęli pod nim. Chłopak zawisnął na jakiś trzech metrach, a zaniepokojeni chłopcy stali pod nim nie wiedząc właściwie co zrobić.

Smok kopnął ściankę obok nich już sama nie wiem czu złośliwie, czy na umyślnie i setki wielkich głazów stoczyło się w dół w stronę chłopców.

Zasłoniłam usta. Ta wyprawa była jednym, wielkim stresem dla mnie.

Ethan w ostatnim momencie się odsunął, ale wpadł na Felixa, który wywrócił się i upadł na podłogę tak niefartownie, że już tutaj słyszałam łamiąca się kość. Na domiar złego pod wpływem pocących się rąk, Zack ześlizgnął się i zleciał prosto na skałę.

Kręgosłupem.

Takich strat, to jeszcze nie mieliśmy.

Skierowałam się do chłopców z chęcią pomocy. Bądź co bądź lepiej coś zdziałać natychmiast, niż potem mieć ogrom roboty. Bo byłam pewna, że ja, Dzwoneczek i Peter nie prześpimy nawet godziny dzisiaj.

— Czekajcie, nie ruszajcie się! — krzyknęłam. Felix spojrzał na mnie szklistymi oczami i w dalszym ciągu wrzeszczał patrząc na rozłupaną dosłownie kość. Ale Zack wyglądał o wiele gorzej. Nie ruszał się. Patrzył przerażony w sufit, ale nie wykonywał poza tym nic.

Uslyszałam trzęsienie.

Nie. Nie. Błagam nie!

Jeśli teraz będzie trzęsienie ziemi, to nie dość, że jeszcze bardziej nie mamy szans, zginiemy napewno, to chyba już nigdy nie wybaczę matce naturze wyczucia czasu.

Chociaż raczej nie będę już nic czuła.

Odwróciłam się i moim oczom ukazał się jeszcze większy problem niż trzęsienie ziemi, złamana noga Felix'a i uszkodzony kręgosłup Zack'a.

Oddech mi się zatrzymał, a ręce zaczęły trząść. Cały świat jakby zwolnił tempa, a jedyne co słyszałam, to dudniącą podłogę, dyszenie przyjaciół i warkot smoka.

Jego czarna skóra połyskiwała i niemal zlewala się z mrokiem tu panującym. Ogon miotał się na prawo i lewo rozwalając coraz to inne ściany. Stopy zostawiały wzgniecenia, a z ust toczyła się piana.

Nie, chyba żartujecie.

Wielka biestia mierząca kilkaset metrów szła teraz w stronę drobnej blondynki zmęczonej całym dniem.

Dzwoneczek siedziała na środku i nawet nie zdawała sobie sprawy, jak wielkie niebezpieczeństwo jej grozi.

Nie mam pojęcia co mamy zrobić. Jak uspokoić  wielkiego smoka ziemi?

Musiałam jednak jak zawsze spróbować wszystkiego. Do końca i do upadłego, y w wypadku niepowodzenia, obejść się bez wyrzutów sumienia.

— Ej ty! Ty tam! Grubasie!! — wrzasnęłam tak głośno, że wzrok każdego się na mnie zwrócił. Wszystkich oprócz smoka — Valice! — ryknęłam, a smok bardzo powoli się odwrócił — O matko! Aleś ty brzydka — pisnęłam kpiąco. W istocie rzeczy nie była brzydka, tylko przerażająca do tego stopnia, że straciłam czucie w kończynach. Ale lata praktyk nauczyły mnie kłamać do perfekcji maskując wszystkie emocje.

Od razu pożałowałan tego, co powiedziałam. Smok obejrzał się na mnie i huknął powietrzem tak mocno, że momentalnie oderwałam się od ziemi, przelatując przez pół jaskini. Chwilę później ogromny ból w plecach oderwał mnie od rzeczywistości, a przed oczami pojawiły mi się mroczki. Otarłam twarz i zaczęłam kaszleć tak mocno, że nie byłam pewna, czy zaraz nie wyrzygam płuc. Przerzuciłam włosy na drugi bok i po raz kolejny zakaszlałam.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now