107 | Terapeutyczne rozmowy z psycholem

680 52 108
                                    

Nie zauważyłam nawet kiedy księżniczka wyszła z ringu i usiadła pod drzewem, a Peter zarządził rotacje walczących.

Nie, no. Bez jaj.

Cofnęłam się.

Blondyn patrzył na mnie z ogniem w oczach. Nie wiedziałam co planował, co się zaraz wydarzy, ani czy w ogóle wyjdę z tego z życiem. Może on chce mnie po prostu zabić i teraz nadarzyła mu się idealna okazja?

— Czemu uciekasz? — spytał lodowatym głosem.

Wtedy mnie olśniło, dlaczego mógł być na mnie zły.

— Chodzi o to, że uderzyłam twoją dziewczynę? — pewność siebie trochę u mnie wzrosła i teraz miałam już pełno przygotowanych odpowiedzi, których nie bałam się udzielać.

Peter zmarszczył brwi, nie rozumiejąc o co mi chodzi.

Wyglądał naprawdę pociągająco. Rozwalona nieco grzywka dodawała mu charakteru, a czarny ochraniacz, który powinien szpecić twarz, u niego dodawał jej jeszcze więcej atrakcyjności.

— Dobra, to na trzy — zmienił temat, a mi do głowy przyszedł genialny, po prostu szatańsko perfekcyjny pomysł — Raz....

Uderzyłam go pięścią w twarzy.

Peter przestał odliczać i powoli spojrzał na mnie z rozchylonymi ustami. Jego lewy policzek był czerwony, a w jednym miejscu musiałam przywalić knykciem, bo robił się mały siniak.

— Czy ja powiedziałem jeden? — powiedział niemalże drżącym ze złości głosem.

— A od kiedy w walce są zasady? — spytałam naśladując go ironicznie.

Zielone oczy wbiły się we mnie z zatrważającą siła.

— Dobra, to ty odliczasz.

— Co? Chcesz mnie rąbnąć w ryj, panie nieprzewidywalny? — zakpiłam.

Patrzył na mnie z niemalże neonowymi ze złości tęczówkami. Widziałam w nich nieskrywaną i nieprawdopodobną nienawiść.

Zamachnęłam się na niego, ale złapał moją rękę i zacisnął na niej palce z taką siłą, że opuściłam drugą, zwijając się z bólu. Miałam wrażenie, jakby właśnie miażdżył mi kość.

— A teraz mnie posłuchaj — szepnął do mnie, przesuwając się na odległości kilku centymetrów. Patrzyłam mu w oczy wściekła, próbując ignorować niewyobrażalny ból na przedramieniu — Jeśli nie przestaniesz się stawiać, to przysięgam, że zedrę ci skórę z buźki, oderwę wszystkie kończyny, wydłubię oczy i zgniotę ci serce — przeszedł mnie dreszcz, a dodatkowego tragizmu dodawał fakt, że on wciąż na mnie patrzył tak wściekłymi tęczówkami, że niemal widziałam w nich sceny, które aktualnie planował — będę mordował cię bardzo powoli i najokrutniej jak tylko mogę — powiedział to powoli, a moje usta się zacisnęły — Zrozumiałaś? — wycedził przez zęby.

Puścił mnie, ale moja ręką była już tak sina, że nie byłam w stanie jej wyprostować ani ruszyć. Miałam na niej mocno odbite palce zielonookiego.

— Raz... — zaczął.

Wolną dłonią sięgnęłam do pasa na moim udzie z pistoletem. Zanim jednak zdążyłam zareagować, moja własna broń znalazła się w ręce Petera, a następnie spust na mojej skroni.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now