56

837 59 122
                                    

Wendy P.O.V.

Poczułam lekkie pieczenie na policzkach, a znikające światło słoneczne drażniło moją poharataną skórę.

— Wendy, obudziłaś się w końcu! — krzyczał ktoś ale wydawałoby się, że słyszę go z oddali. Powili zaczynałam otwierać oczy mrużąc je niesmowicie.

Słońce było za jasne.

Wypalało mi oczy.

— No wstawaj już!!! — krzyczał ciepły głos, a czyjeś ręce oplotły się na moich ramionach — Spałaś cały dzień! Wstawaj już! Odpoczęłaś sobie!!! — głos zaczynał mi się powoli identyfikować i jak się domyślałam, należał do szarowłosego chłopaka z czarnym kolczykiem w wardze.

Powoli otwarłam oczy, których powieki były niewiarygodnie ciężkie. Zmarszczyłam brwi i spróbowałam za wszelką cenę zasłonić chociaż trochę twarzy przed słońcem, które tak mnie raziło.

Dopiero poczucie ust Felixa na moim policzku sprawiło, że rozchodzące się po moim ciele ciepło, usprawniło ruch moich kończyn. Od razu potrząsnęłam głową i złapałam za ten policzek. Czułam, jak zaczyna mi mrowić połowa twarzy.

Tak naprawdę, to to było niesamowicie dziwne doświadczenie dla mnie. W moim świecie nie za bardzo zwracałam uwagę na chłopców, a oni z reszta podobnie do nie. Byłam i jestem raczej typem „kumpelki", ale nie przeszkadza mi to. O wiele bardziej pasuje mi granie na konsoli, niż robienie sobie mialiarda zdjęć z udawanym śmiechem. Tutaj jest inaczej i jak tak patrzę i analizuję Felixa, to napewno nie jest gorzej. A może i nawet lepiej.

Obraz był jeszcze lekko zamazany, ale powoli sie wyrównywał.

— Co się stało? — wychrypiałam.

Felix przysunął sie do mnie i oplótł ramionami mocno ściskając, na co mimowolnie zakaszlałam śmiejąc się.

— Pokonałaś smoka! — krzyknął Brendan i zanim zdążyłam się zorientować, przylgnął do mnie ciałem, burząc równowagę — Chodźcie tu! — ponaglił resztę ruchem dłoni. Chłopcy od razu rzucili się w moją stronę, a Ceddar niemal skoczyła do mnie.

Zaśmiałam się i upadłam na ziemię prosto w piach pod ciężarem ich ciał.

W całym tym tłumie nie zauważyłam Zack'a, ale nie zaniepokoiło mnie to. Zawsze chadzał własnymi ścieżkami, więc pewnie teraz majstruje coś przy łódce, albo wymyśla coraz to nowsze zabawy.

Leżeliśmy tak z kilka minut, a mnie rozpierało szczęście, że ich mam. Byłam niesamowicie dumna z siebie, że załatwiłam sprawę ze smokiem.

W głowie miałam tylko jak przerażona zaczęła się przede mna chować i to niesamowite uczucie bezsilności połączone ze wściekłością. Zawsze to one kopią mnie w tyłek do ruchu.

Byłam w szoku, że przeżyłam i jestem w stanie dokonać takich rzeczy. Że dam radę pokonać pradawnego smoka. Jakim cudem tylko nie zauważyłam mocy wcześniej? Może uaktywniła się dopiero w Nibylandii?

Dopiero wtedy zdałam siebie sprawę, że wszyscy czuja się już zupełnie dobrze. Mieli rozłupane kości, rozwalone głowy, poharatane skóry, a teraz albo zostały małe blizny, albo bez żadnych zdobień.

— Jakim cudem możecie się ruszać i nie ma śladu po walce? Jakiś lek? — przeczesałam włosy śmiejąc się cicho.

Taki lek przydałby się w moim głupim świecie.

— Księżniczka sobie spała, a ja zarywałem nockę — za sobą uslyszlama tak dobrze znany mi glos. Przejechałam językiem po policzku tracąc juz tak nieskazitelnie dobry humor. Skierowałam w jego stronę głowę i zmrużyłam oczy.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now