100 | Prolog

855 65 146
                                    

Jednak 8000 słów. Zróbcie sobie herbatkę albo najlepiej obiad 😂

Narrator P.O.V.

Styczeń malował na oknach śnieżne wzory, podstawiał ludziom nogę na ulicach i zabijał kwitnące kwiaty.

Miasto powoli budziło się do życia. Panował magiczny moment przejścia nocy w coś zupełnie nowego. W coś, co nie wiadomo co ma w kieszeni.

Na wąskie brytyjskie uliczki zaczęli wychodzić samotnicy w słuchawkach i grubych czapkach. Zmarznięte palce i czerwone nosy szukały schronienia w miejscowych piekarniach. Zakupione ciepłe bułeczki wędrowały później do domów i łączyły rodziny w atmosferyczne śniadania.

Oblodzonym chodnikiem kroczył chłopak. Miał naciągnięty czarny kaptur na głowę, a ręce wciśnięte z całej siły w kieszenie. Świdrował każdego przechodnia spojrzeniem podkrążonych oczu. Wyminął sklep spożywczy i wszedł między kamienice w najczarniejsze uliczki Londynu. Tam nie docierało słońce i jedynie najodważniejsi śmiałkowie przekonywali się co skrywały pod ostoją cienia. Jedną z tych osób był Peter pan, który jak to miał w zwyczaju, wyciągnął zza paska od jeansów sztylet i zacisnął na nim palce.

Jego najgorsze przeczucia się sprawdziły i powoli zaczynał akceptować je w mózgu. Postanowił oczywiście zachować je dla siebie, ale nawet najodważniejszy chłopiec czuł nieprzyjemne ukłucie na myśl o skutkach informacji.

W tym samym czasie, Wendy leżała na łóżku i patrzyła w baldachim nad głową. Otwarte na oścież okno zapraszało styczniowy wiatr, który poruszał kosmyki jej jasnych włosów, wdzierał się pod grubą bluzę i podkręcał kolor nosa. Tysiące sprzecznych myśli tliło się w jej głowie i drażniło nerwy.

Blondynka w końcu zwlokła się z posłania.

— Weź sobie coś ciepłego — poprosił ją Adam, który zagrzewał miejsce na fotelu. Dziewczyna zagryzła policzek i zajrzała do szafy.

— W Nibylandii jest środek lata.

Adam zlustrował ją krytycznym wzrokiem i ściągnął z oparcia łóżka grubą błękitną bluzę.

Chyba w każdej przyjaźni jedna osoba jest tą doroślejszą, a druga wiecznie podlega opiece pierwszej. Tak chyba po prostu musi być.

— Weź ją — nakazał, uśmiechając się głupio.

Wendy podeszła do szafy, wyciągnęła jeansowe szorty, wygodny t-shirt i przyjęła rekomendowane nakrycie od przyjaciela.

— Boisz się?

Na te słowa blondynka spuściła spojrzenie. Oczywiście, że się bała. Nie było wiadomo co ją czeka w Nibylandii. Informację o tym, że może zginąć postanowiła zachować dla siebie i nie zadręczać nią opiekuńczego chłopaka.

— Nie — zaprzeczyła Wendy — A ty jutrzejszego powrotu do szkoły?

— Też nie.

Adam podniósł się z fotela i usiadł razem z dziewczyną na miękkim łóżku.

— Tylko wróć.

— Obiecuję — ludzie tak często kłamią. Słowa to tylko słowa. Puste złożenia liter.

***

Ceddar uśmiechnęła się do swojego odbicia i pociągnęła ostatni raz wargę czerwoną szminką. Poprawiła czarne jeansy i rozrzuciła włosy, jakkolwiek niewygodne miałoby to być.

Przejechała dłońmi po własnych biodrach i uśmiechnęła się szeroko. Jej uniesienie kącików warg potrafiło zbić z tropu najtwardszych zawodników. Prawie wszystkich.

Take me to the Neverland Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα