II. Pan ordynator- złodziej kanapek.

472 47 4
                                    

twitter @dekliinacja + #dawkawatt

miłego czytania! 

– Jenny, ja naprawdę nie chcę podważać twojego zdania, ale chyba się troszkę nie zrozumiałyśmy – burknęłam, gdy blondynka zamknęła za nami drzwi do swojej sypialni – Albo inaczej rozumiemy określenie "niebezpieczny"... Po twoim wywodzie szybciej spodziewałabym się, że podstawił ci nogę na korytarzu albo ukradł kanapkę z talerza, a nie, że zabił człowieka.

– Przepraszam bardzo, że mam wysoki głos i wszystkie moje opowieści brzmią tak, jakby działy się w podstawówce – odparła, jednak od razu po tym zaśmiała się głośno – Powiedziałam tak dlatego, że faktycznie Garett szybciej byłby zdolny ukraść ci talerz z obiadem, niż pozbawić życia. Jak na moje to on po prostu zmyśla i chce cię wystraszyć.

– Po co chciałby mnie straszyć?

Jenny wlepiła wzrok w sufit, chyba zastanawiając się nad tym, jak zrozumiale wyartykułować to wszystko, co chciała mi powiedzieć.

A przynajmniej taką miałam nadzieję.

Do tej pory wypowiadała się kurewsko enigmatycznie i niezrozumiale, z czego najpewniej wyniknął nasz rozstrzał w interpretacji postaci czarnowłosego.

– On chce, żeby trzymać się od niego z daleka i tyle. – Wypaliła nagle, dosiadając się do mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Trzyma na dystans każdego oprócz Harper i każdego prócz niej straszy jakimiś popieprzonymi historyjkami. To żadna nowość.

Popatrzyłam na nią ukosem, ponieważ nie rozumiałam, jak można było wieść o morderstwie skwitować głupim "To żadna nowość". Przynajmniej dla mnie była to cholerna nowość i nie sądzę, by kiedykolwiek się to zmieniło.

– Mówiłam ci, że jest trudny i niebezpieczny, ale w nieco innym sensie, niż ci się wydaje. Mówiąc niebezpieczny, raczej mam na myśli to, że może nakrzyczeć na ciebie tak, że odechce ci się żyć na kilka godzin, naskarży do Wilson i skończysz w izolatce albo coś w tym stylu.. No, z Aidemem pobił się kilka razy, ale to całkiem inna historia. Nikomu innemu nigdy nic fizycznego nie zrobił i spokojnie, zaręczam, że tobie też nie zrobi. Po prostu trzymaj się od niego z daleka.

– A obiad może mi ukraść?

– Wysoce prawdopodobne – parsknęła.

– Ale to żart, tak?

W odpowiedzi Jenny jedynie zaśmiała się promiennie, patrząc na mnie spod byka.

– Nie. Pilnuj kanapek z dżemem i zupy jarzynowej.

To wszystko musiała być jedna wielka, pieprzona symulacja.

***

Pomimo tego, że moje kontakty z innymi pacjentami miały być determinowane jedynie prośbą Blake'a, po dzisiejszym popołudniu byłam niemal pewna, że uda mi się z obietnicy wywiązać dobrowolnie. Początek choć intensywny, był też nadzwyczaj prosty; nawet nie musiałam się starać, bo rozmówca znalazł się sam i sam też ciągnął rozmowę.

Jenny przez pierwszych kilka godzin dość mocno mnie stresowała; mówiła bardzo dużo, a ja natomiast prawie nic. Bałam się wyrywać z odpowiedziami i nie chciałam wyjść na nieprzyjemną, więc przez zdecydowaną większość czasu gryzłam się w język i po prostu jej wysłuchiwałam.

Badałam teren i sprawdzałam jej reakcje na różnorakie czynniki.

Miałam ogromny problem z zawiązywaniem nowych znajomości, bo kierowana strachem i przykrymi wspomnieniami, robiłam się kurewsko nudną niemową. Zapomniałam wielu podstawowych słów, reagowałam nieadekwatnie... Generalizującbyło po prostu nieciekawie.

Dawka Śmiertelnaحيث تعيش القصص. اكتشف الآن