XII. Ataki różne i różniejsze.

114 15 3
                                    

Z biblioteki dosłownie wybiegłam, niemalże potykając się przy tym o własne nogi. Chciałam czym prędzej zniknąć z zasięgu widzenia Bryce'a, jednak w głębi duszy byłam niemal pewna, że ruszył on tuż za mną. Czułam jego obecność na każdym kroku.

Po tym, jak niespodziewanie pojawił się on dziś w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze, najpewniej będę się go spodziewać wszędzie w ciągu całego najbliższego roku.

Na zewnątrz zdążyło się już ściemnić, a ulice się zaszkliły. Świat stał za ścianą cholernie intensywnego deszczu, w który nie miałam najmniejszej ochoty się pchać. W duchu zaklęłam, ponieważ kompletnie zapomniałam, jak nieprzewidywalna była angielska pogoda i przed wyjściem nie pomyślałam, by sprawdzić prognozę.

Niewiele by to jednak zmieniło, bo wśród rzeczy, które zabrałam ze sobą w podróż, nie było parasola.

Jedynym, co mi zostało, było przeczekanie największej ulewy i jak najszybszy bieg na najbliższy przystanek.

Po upływie dobrych kilku minut pogoda wcale nie zdawała się odpuszczać, a deszcz jedynie wzbierał na sile. Moje podenerwowanie rosło w zaskakującym tempie, przez co byłam milimetry od rzucenia się w samo centrum nawałnicy– ot, wolałam zmoknąć, niż wracać do mieszkania w środku nocy.

– Coś ty najlepszego narobiła, smarkulo? – Usłyszałam za plecami, na co stanęłam, jak wryta. – Wiesz, że przez twoje kalectwo mogę stracić pracę?

Tuż za mną stała wybitnie rozzłoszczona kobieta, która jeszcze niedawno stawiała się w roli mojej przełożonej. Jej twarz, choć widoczna jedynie w półmroku, dobitnie wyrażała same negatywne emocje, które wpędzały nade mnie jeszcze ciemniejsze chmury, niż te wiszące aktualnie nad Manchesterem.

– Nie dość, że narobiłaś problemów firmie, to i mi – burknęła, niebezpiecznie zmniejszając dzielącą nas odległość – Masz jakoś urobić tego chłoptasia i to wszystko odkręcić, zrozumiano?

– Ale ja go nawet nie znam! – pisnęłam, gdy złapała mnie za ramię – Przysięgam na wszystko, że go nie znam.

– W takie bajeczki to uwierzyłaby ci tylko ta druga idiotka, co po angielsku nie rozumie – warknęła, a jej uścisk stał się jeszcze intensywniejszy – Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale jeśli nie posłuchasz, pożałujesz.

– Błagam, niech mnie pani puści – zawyłam, starając się wyrwać – Poszukam go, pogadam, spróbuję... Ale ja nawet nie wiem, kto to jest.

– Mam ci przypomnieć kto to?! – dorzuciła, popychając mnie po raz pierwszy – Jak to go nie znasz, co?

– Odsuń się od dziewczyny. – Dobyło się za naszymi plecami, kompletnie paraliżując zarówno kobietę, jak i mnie. – Nie kłamie, nie zna mnie.

Wiedziałam! W kościach czułam, że mnie śledził.

Uścisk na mojej ręce rozluźnił się na tyle, bym mogła się wyrwać, jednak wciąż nie miałam sposobności by uciec– drogę torowała mi przerażająco wielka postać Addamsa, który stanąwszy nad nami, wbił mordercze spojrzenie w czarnowłosą.

– Jeszcze jedno słowo, a nie tylko straci pani obecną pracę, a jeszcze nie dostanie żadnej innej przez następnych piętnaście lat – kontynuował, wpędzając swoim tonem ciarki na moje plecy – Prokurator może tu być w mniej, niż dziesięć minut, tak samo, jak policja. Już raz to powiedziałem, ale chyba muszę się powtórzyć– proszę zważać na słowa.

Dawka ŚmiertelnaWhere stories live. Discover now