XVI. Uścisk jak za miliony.

78 12 0
                                    

twitter @dekliinacja + #dawkawatt

miłego czytania!

Choć obiecałam, że będę czekać na przystanku, przez większość pozostałego czasu przechadzałam się po okolicy, starając się chociażby minimalnie uspokoić. Bałam się, że jeżeli wrócę w okolice kamienicy to natknę się na kogoś ze znajomych, a było to ostatnim, czego w tym momencie potrzebowałam.

Gdy godzina na wyświetlaczu mojego niemal rozładowanego już telefonu wskazała, że do przyjazdu Bryce'a zostały jedynie trzy minuty, ruszyłam w kierunku wskazanego przystanku.

Non– stop czułam na sobie czyjeś spojrzenie; z minuty na minuty uczucie to stawało się coraz bardziej niekomfortowe, więc odruchowo zacisnęłam palce na buteleczce z gazem, która wciąż znajdowała się w kieszeni mojej kurtki. Nerwowo rozglądałam się wokół, jednak nie udało mi się pośród przechodniów wypatrzeć osoby, której powinnam była się obawiać. Ostatnich sto metrów niemal przebiegłam, ponieważ niepokój wzrastał we mnie w zastraszającym tempie.

Nie umiałam powiedzieć, co go powodowało, jednak odruchowo zrzuciłam go po prostu na zlepek skrajnie nieprzyjemnych wydarzeń i duże przebodźcowanie. Odetchnęłam z wyraźną ulgą, gdy dostrzegłam, że samochód Bryce'a stał już na przystanku. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, mężczyzna wysiadł, a jego wyraz twarzy był dosłownie przerażający.

Szybko zaczęłam żałować tego, że po niego zadzwoniłam. Cholernie się na mnie zdenerwował.

– Nessa, czy ty go znasz? – krzyknął, gdy dobiegłam do drzwi pasażera – Odwróć się w tym momencie i powiedz mi czy wiesz, kto to jest.

Cała roztrzęsiona zwróciłam się we wskazanym przez niego kierunku, a moje serce dosłownie zamarło. Nagle wszystkie moje objawy się wyjaśniły– przede mną stał w pełnej okazałości sprawca mojego niepokoju.

Garett Wilson.

– Nie znam – rzuciłam naprędce, czując, jak łzy ponownie napływają w kąciki moich oczu.

– Jak to nie znasz? – zaśmiał się sztucznie, robiąc kilka kroków w naszą stronę – Jeszcze niedawno latałaś za mną i w ogóle nie przeszkadzało ci moje towarzystwo.

– Wypierdalaj stąd albo inaczej pogadamy – odparł Bryce, który był poirytowany już do tego stopnia, że sama zaczęłam się go nieco obawiać – Głuchy, kurwa, jesteś?

– Ale ja tylko chciałem pogadać z moją koleżanką – wypalił nonszalancko czarnowłosy, a krew w moich żyłach zaczęła się gotować. Wiedziałam, że jeśli ta rozmowa się pociągnie to Garett wypapla wreszcie, skąd się znamy.

A do tego nie mogłam dopuścić. Nie teraz.

– Zostaw to, naprawdę. Jedźmy już – wydukałam, owijając palce wokół klamki – Nie warto.

– Masz pięć sekund – ciągnął Addams, kompletnie nie zważając na moją prośbę – Pięć, cztery, trzy...

– Myślisz, że mnie nastraszysz czy co? – Zaśmiał się drugi, znów zbliżając się na kilka kroków.

Jego oczy były dużo bardziej przerażające, niż kiedykolwiek w szpitalu; nigdy nie widziałam, żeby jego twarz przybierała taki wyraz. Garett był wolny. Nie umiałam wyczuć, do czego mógł być aktualnie zdolny i chyba ta myśl przerażała mnie najbardziej.

– Jeden – warknął Bryce, sięgając do kieszeni pod płaszczem. Zbliżył się do wciąż ironicznie roześmianego szatyna, nie wywołując w nim żadnej reakcji.

Dawka ŚmiertelnaNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ