XIX. On wiedział, gdzie mnie szukać.

84 10 1
                                    

twitter: @dekliinacja +#dawkawatt

miłego czytania!

– Daj mi znać, jak dotrzesz do domu – rzucił, przecierając twarz dłonią.

Pomimo kilku godzin snu, Bryce wciąż był widocznie rozdrażniony i przemęczony, więc obawiałam się go nieco bardziej, niż zawsze. Nie chciałam zadawać zbyt wielu pytań, ponieważ bałam się, że wreszcie wybuchnie i zirytuje się na tyle, że wylecę z pracy zanim w ogóle na poważnie ją zacznę.

Cholernie nurtowała mnie jednak pewna kwestia: kim była dla niego Elly?

Dość niemoralnym byłoby wyciąganie takich informacji od czterolatki, która nie dość, że nieświadoma wagi słów, była jeszcze chora i pod wpływem dość mocnych leków. Starałam się jej po prostu wysłuchiwać i wyłapywać ewentualnie słówka typu „brat" lub „tata". Takowe niestety jednak nie padły. Dziewczynka zasnęła zresztą w ekspresowym tempie, nie dając mi sposobności do dalszego węszenia.

Plus był jednak taki, że na jaw nie wyszły moje katastrofalne umiejętności do pracy z dziećmi.

Ostatecznie zdecydowałam się po prostu uszanować jego decyzję. Widziałam, że nie chciał na to pytanie odpowiadać, więc zrezygnowałam z poszukiwania rozwiązania zagadki i czekałam, aż nadejdzie ono samo.

– Napiszę – przytaknęłam, wgapiając się w widoczne w oddali światła samochodu.

Dość szybko okazało się, że była to właśnie taksówka, którą Bryce mi zamówił. Przez długi czas nie mogliśmy dojść do porozumienia, ponieważ ja chciałam wrócić do domu komunikacją miejską, on natomiast był dużo bardziej skory władować dziewczynkę do samochodu i odwieźć mnie razem z nią, niż pozwolić na podróż autobusem nocnym.

Finalnie postawił na swoim, starając się wycelować przy tym w złoty środek. Powiedział, że nie wypuści mnie z domu, jeżeli nie zgodzę się na taksówkę, więc ostatecznie musiałam skapitulować.

– A ty rano daj mi znać, czy Elly lepiej się czuje – szepnęłam, zmierzając w stronę samochodu. Mężczyzna uprzedził mnie i tradycyjnie otworzył przede mną drzwi, rzucając pod nosem nieskładnymi półsłówkami.

Gdy nasze spojrzenia po raz ostatni się spotkały, przytaknął głową i po prostu się oddalił, a taksówka ruszyła niemalże z piskiem opon.

Całą drogę zastanawiałam się nad rzeczami skrajnie rozbieżnymi, które jednak w pewien sposób skupiały się w jednej, cholernej osobie: Addamsie.

Nie potrafiłam zrozumieć, czy odbierałam rzeczywistość w odpowiedni sposób; czy moje spostrzeżenia były słuszne czy jednak spowodowane zbyt intensywnym przeżywaniem wszystkiego, co się wokół mnie działo.

Jedna część mnie krzyczała, że jego zachowanie dało się opisać, jako „ciepłe– zimne", ponieważ najpierw forsował na mnie rozmowę i rozważenie posady asystentki, a następnie dał mi tydzień na przemyślenie tego, czy na pewno jej chcę. Najpierw był naturalnie wręcz miły i przyjemny, dziś natomiast oschły i zdystansowany.

Logika krzyczała mi, że był dziś chory i przepracowany, co było w stu procentach uzasadnione, strach natomiast miał wielkie oczy i non– stop szeptał, że mężczyzna był już mną po prostu zmęczony.

Niemiłe myśli wciąż echem odbijały się w mojej głowie i uparcie powtarzały, że zrobiłam z siebie osobę niemożliwą do polubienia; osobę, z którą nie dało się wytrzymać.

Dawka ŚmiertelnaWhere stories live. Discover now