XVII. Daddy issues.

77 11 1
                                    

– One naprawdę nie gryzą – parsknął Bryce, gdy spostrzegł, że znów zbyt intensywnie przyjrzałam się prowadzonemu przeze mnie psu – Już pominę fakt, że założyłem im, do kurwy nędzy, kagańce. Nessa, gdybym nie był ich pewien, to bym ci ich nawet nie pokazywał.

– Straszne są – westchnęłam, nieco rozluźniając rękę, w której trzymałam smycz – Wiem, że mnie nie pogryzą, ale wiesz... Raz taki na mnie skoczy i leżę.

– Możemy sprawdzić. – Wzruszył ramionami, po czym posłał mi szybkie, wyzywające spojrzenie.

– Kto wybierał ich imiona? – rzuciłam, jednak niemalże od razu po tym ugryzłam się w język. Przypomniałam sobie, że ostatnim razem nie chciał na to pytanie odpowiadać. – O ile chcesz mi o tym powiedzieć.

– Taka jedna czterolatka – zaśmiał się krótko, odwracając przy tym wzrok na drzewa – Niedługo ją poznasz. To właśnie nią będziesz się musiała od czasu do czasu zajmować. O ile będziesz kontynuować tą pracę...

– Mogę cię o coś zapytać? Ale musisz odpowiedzieć kompletnie szczere – wypaliłam nagle, zatrzymując się w miejscu.

Zwróciłam się w jego stronę i czekałam, aż nawiążemy kontakt wzrokowy. Brunet odetchnął głęboko, po czym spiął się lekko i wbił we mnie spojrzenie. Skinął głową na znak, bym przeszła do rzeczonego pytania.

– Czy chcesz, żebym kontynuowała tą pracę?

Widziałam zdziwienie malujące się na jego twarzy; szybko odwrócił wzrok, a jego mimika zmieniała się nadzwyczaj płynnie. Nie zauważyłam jednak, by przez jego oblicze przepłynęła jakakolwiek pozytywna emocja.

Nie zależało mi na nim jako osobie, ani na pracy jako konkrecie. Poczułam ukłucie w sercu, ponieważ zrozumiałam, że moje trauma była w stanie wykluczać mnie również w strefie zawodowej. Zrozumiałam, że będę miała problem nawet, by znaleźć i utrzymać pracę, bo wciąż nie potrafiłam się pozbierać.

– Wiedziałam – szepnęłam, puszczając smycz pod nogi. Wolnym krokiem ruszyłam w kierunku, z którego przybyliśmy, jednak pod krótkiej chwili poczułam jego ciepłą dłoń na nadgarstku.

– Nie dałaś mi odpowiedzieć.

– Twoja twarz sama mi odpowiedziała – mruknęłam, spuszczając wzrok na buty – Nie musisz mi tego tłumaczyć. Na twoim miejscu też nie chciałabym pracować w takich warunkach.

– Nie dałaś mi odpowiedzieć – powtórzył znacznie głośniej, jednak niemalże od razu po tym zaśmiał się, nieco rozluźniając narastające napięcie – Chciałbym, żebyś kontynuowała pracę, ale będę musiał postawić ci kilka warunków. No, właściwie to jeden.

W odpowiedzi jedynie skinęłam głową, przybierając skwaszoną minę.

– Pójdziesz na terapię i postarasz się popracować nad tym, co cię boli – wypalił, ponownie łącząc nasze spojrzenia – Powiedziałem już, że nie jestem lekarzem. Nie nauczę cię odpowiednio reagować, nie pomogę pokonać traumy. Mógłbym ci tylko bardziej zaszkodzić; zresztą nie leży to w mojej gestii, by leczyć ludzi, którzy dla mnie pracują.

Dość długo układałam sobie w głowie jego słowa, nim zdecydowałam się odpowiedzieć. Wiedziałam, że terapia tak czy tak będzie mi potrzebna, jednak kompletnie nie potrafiłam się na nią zdobyć; najodważniejszym posunięciem mojego życia była decyzja o szpitalu, jednak gdy ten pomysł nie wypalił, bałam się próbować ponownie.

Nawet nie wiem dlaczego.

– A jeśli po pewnym czasie uznasz, że jestem zjebanym pracownikiem i mnie wyrzucisz?

Dawka ŚmiertelnaWhere stories live. Discover now