1. irytująca dziewucha z Południowego Plemienia Wody.

1K 47 30
                                    





Zawsze walcz o swoje, nawet jeśli próbują wmówić ci, że powinnaś się poddać, Nani.


— Jestem Rina, właścicielka herbaciarni, przeszłość, oraz pochodzenie odeszło wraz z wiatrem, bo tego chciałam — powiedziała dziewczyna, wpatrując się w swoje lustrzane odbicie. Spięła zafarbowane na szkarłatny odcień czerwieni włosy w wysoki kucyk.

W fioletowych oczach iskrzył płomień nieosiągalnej tajemnicy. Prawie trzy lata temu rozpoczęła nowe życie, decydując się wkroczyć na własną ścieżkę. Pomimo dezaprobaty matki, miała wsparcie w swoim dziadku i babci, a to wiele dla niej znaczyło.

Poczuła się dzięki nim tak prawdziwie zrozumiana. Z matką nie była tak blisko, a starszy brat Riny spełniał swoje obowiązki, często przebywając daleko od domu.

Zresztą, nawet gdyby nie dostała pozwolenia, rzuciłaby się na głęboką wodę miasta Republiki. Dobrze o tym wiedzieli, Narine mimo wszystkich widzialnych różnic przejęła wiele cech swojej babki. Jedną z nich było uparte dążenie do tego, czego się pragnęło. Choć jej dziadek wcale nie był w tym gorszy. Rina dorastała, słysząc wzniosłe historie na ich temat. Miały one wiele wspólnego z tym, jacy rodzice jej matki byli w rzeczywistości.

Przecież nie zamierzała pakować się w problemy i narażać siebie bądź innych na zbędne niebezpieczeństwo. Pragnęła jedynie rozpocząć życie na własną rękę, co w sytuacji i w przypadku pochodzenie Narine, było wręcz niemożliwe. Ona, jednak postanowiła za wszelką cenę tego dokonać. Jeszcze ją to nie znudziło, mimo że sposób zachowania mówił coś zupełnie innego. Cóż, pozory bardzo często bywały po prostu mylne.

Stała przed blatem z typową dla siebie miną, bez wyrazu. Ktoś by powiedział, ż klienci wolą miłą obsługę, witającą ich z przyjaznym uśmiechem. Z tym że herbata parzona przez Rinę i nie tylko, była tak dobra, że wszystko inne traciło na wartości.

— Rino, witaj! — zawołała do niej jedna ze stałych klientek. Rina podeszła do niej, aby zebrać zamówienie. — Herbatę z jaśminu i ciasteczka cynamonowe, proszę.

— Zaraz podam, Ariso — mruknęła Narine, zapisując w notatniku. Z ogółu nie używała imion swoim klientów, lecz Arisa należała do wąskiej grupy znajomych.

Praca w restauracji sprawiała Rinie mnóstwo frajdy i dodawała jej życiu barw. Dziewczyna bardzo lubiła to zajęcie, zwłaszcza że jej lokal uważany był za jeden z lepszych. Mimo że dziewczyna uchodziła przed mieszkańcami Miasta Republiki za uosobienie ponurości.

— Twoja restauracja jest jednym z nielicznych miejsc, gdzie magowie i nie magowie mogą czuć się dobrze — przyznała Arisa, gdy Rina postawiła przed nią zamówienie. — W mieście wrze, odkąd pojawił się Amon, ale rada stara się to zamieść pod dywan.

Amon zjawił się znikąd, plotki głosiły, że organizował tajemne spotkania. Zbierali się na nim przeciwnicy magów, czyli najcześciej ci którzy tkać żywiołów nie mogli. Narine wiedziała, że albo sprawa zostanie zduszona już w zarodku, albo niedługo stanie się dosyć poważnym problemem dla miasta.

— Takie odnosisz wrażenie? — Rina uniosła
brew. — Ja uważam, że po prostu nie chcą robić zamieszania. Wzbudzanie w magach paniki to ostatnie co jest potrzebne.

— Może i tak — zamyśliła się Arisa. — A ty?

— Hm?

— Po której stronie staniesz? — zapytała, nieco ją zaskakując.

Narina zmarszczyła brwi. No tak, niewielu wiedziało, że właścicielka małej, acz prosperującej restauracji potrafiła tkać. Zapewne stąd wzięła się ciekawość Arisy, która twierdziła, że Rina nie była magiem.

legacy || legends of korra Where stories live. Discover now