2.02. własciwa decyzja, czy kaprys?

663 41 17
                                    




— Asami, gdzie idziecie? — zaciekawiła się, zauważając czarnowłosą i Bolina.

— Spotkać się z Varrickiem, wiesz, muszę ratować swoją firmę — odparła Asami.

Tak, Zakłady Przyszłość miały poważne problemy, Asami musiał im sprostać.

— Pamiętaj, nie obdarzaj go stu procentowym zaufaniem — zastrzegła Rina. — Zawsze spodziewaj się, że mógłby cię wykiwać.

— Nikomu nie ufasz?

— Wam ufam, ale nie bogatym pacaną, których nie znam za dobrze — odpowiedziała, Asami uśmiechnęła się, a Rina odprowadziła dziewczynę wzrokiem. Miała nadzieję, że dogadają się z tym całym Varrickiem.

Narine siedziała przy stoliku wraz z Katarą, jej dziećmi, oraz babcią Leila. Gdyż kobieta nie chciała zajmować miejsca przy głównym stole, na co miała prawo, gdyż należała do rodziny. Wolała usiąść obok dawnej przyjaciółki.

Korra mil widoczny konflikt zdaniowy ze swoim ojcem, prawdopodobnie odkąd pojawił się jej stryj. Rina przeprowadziła z nią krótką rozmowę, zanim usiedli do stołów. Dowiedziała się w niej, że Unalaq zaproponował jej wprowadzenie do duchowych wierzeń Plemienia Wody.
Jednakże ojciec dziewczyny nie wyrażał na to zgody. Miał osobisty konflikt z bratem, który nie wydawał się niczym nowym dla Leili.

Bumi i Kya dokuczali Tenzinowi, z powodu tego, że Korra chciała uczyć się od Unalaqa.

— Jako wasz wódź z dumą wygłoszę przemówienie na festiwalu, który miał służyć odbudowie naszych plemion oraz odbudowie równowagi między naszym światem i światem duchów — wygłosił Unalaq, gdy powstał ze swojego miejsca. — Smuci mnie to, czym festiwal się stał. To tani karnawał na cześć łakomych i płytkich ludzi. Obawiam się, że zbliża się czas, gdy północ nie będzie mogła już bezczynnie patrzeć na południowych braci pogrążających się w duchowej zgniliźnie. W gniewie duchy już teraz atakują statki na waszych morzach. Mam nadzieje, że nie jest za późno, by zmienić ten kurs.

— Mój brat mógłby wbić Unalaq'owi do głowy, że w pewnych chwilach powinien się zatkać — burknęła z dezaprobatą Leila.

Równowagę między tymi dwoma światami uważała za dobry pomysł, ale dalsza część wypowiedzi była całkowicie niepotrzebna.

Dla Riny słowa Unalaqa brzmiały niczym nawoływanie do wojny, albo raczej groźba.
Owszem, wściekle duchy to ogromny problem, który trzeba w końcu rozwiązać. Jednak Unalaq wydawał się chcieć to wykorzystać do ukrytych celów. Jakby było mu to na rękę.

Varrick zapowiedział tańczące pingwiny, przerywając napięcie.

— Kataro, coś się dzieje? — zainteresowała się Leila. Spojrzawszy w kierunku, w którym patrzyła zmartwiona Katara, od razu zrozumiała, w czym tkwił problem. — Martwi cię, że twoje dzieci się ze sobą nie dogadują?

— To nasza wina — szepnęła kobieta. — Sama wiesz, że Aang...

— Aang zawalił to prawda — przyznała Leila, upijając wodę. — Ty jednak bardzo się starałaś. Twoje dzieci muszą sobie z tym poradzić, nie ma innej opcji.

— Nienawidzą się — podejrzewała z pewnym przerażeniem kobieta.

— Kataro, ty i Sokka też się kłóciliście, a mimo to oddalibyście za siebie życie — zwróciła uwagę Rina. — Twoje dzieci też by tak postąpiły. Unalaq i Tonraq to coś innego. Prędzej sami się zabiją, niż oddadzą za siebie życie. Od razu widać różnice, gdzie jest nienawiść, a gdzie uraza zdolna do uleczenia.

— Może i tak — odparła nadal nieprzekonana Katara, trzymając na kolanach Rohana.

— Niech jadą razem z Tenzinem do świątyni — dodała szeptem, mrugając do niej porozumiewawczo. — Słyszałam, że tam planuje wakacje.

legacy || legends of korra Where stories live. Discover now