16.

184 14 15
                                    

Wybija godzina osiemnasta w piątkowy wieczór, więc stoję pod drzwiami domu należącego do Cliffordów. Jestem ubrany w dresowe spodnie w kolorze szarości oraz białą koszulkę z nadrukiem z Pikatchu, którą dostałem na gwiazdkę w tamtym roku od babci. Pokemony ostatni raz oglądałem w podstawówce, ale jedynie podziękowałem za prezent przyjaznym uśmiechem, bo liczy się gest. Prezent wykorzystuję w dni, kiedy planuję obijać się, a dzisiejszy wieczór będzie dosyć leniwy. Na stopach mam klapki połączone z długimi skarpetkami z podobizną Mona Lisy, które zamówiłem na AliExpress, bo droga zajmuje raptem kilka metrów, więc nie opłaca się zakładać wiązanych butów.
W dłoni trzymam napoje energetyzujące, o które poprosił mnie Clifford, abyśmy nie zasnęli w trakcie seansu. Dla niego kupiłem Monstera (którego uważam za siki, zamknięte w puszcze, ale o gustach nie dyskutuje się), a dla siebie Red Bulla. Przy uchu mam telefon, gdzie dzwonię do Michaela, aby otworzył  wejście.

- Tata zostawił drzwi otwarte, więc wchodź. - Michael bez ogródek podaje instrukcje, kiedy tylko odbiera połączenie.

- Ciężko tobie dupę ruszyć na dół? - Pociągam klamkę w dół, żeby wejść do środka.

- Kąpałem się przed chwilą. Muszę się ubrać.

- Okej. - zamykam za sobą drzwi. Klapki zostawiam w przedpokoju obok adidasów Michaela. - Włożyć energetyki do lodówki?

- Tak - odpowiada, a w tle słyszę szmery, które świadczą o tym, że chłopak rzeczywiście wciąga na siebie świeże ubrania. - A potem chodź do mnie.

- Do łazienki? - śmieję się, kierując się w stronę kuchni. Nie muszę chyba wspominać, że w domu rodziny Clifford czuję się niczym w swoim. Wiele czasu tutaj spędziłem, kiedy jeszcze chodziliśmy do przedszkola albo we wczesnym okresie podstawówki. Michael podświadomie wykorzystywał moją obecność w rodzinnym gniazdku, aby gasić podgrzaną atmosferę między rodzicami. Zawsze jest im głupio podnosić głosy w towarzystwie innych.

- Chciałbyś.

- Nigdy nie mów nigdy - żartuję, otwierając lodówkę w przestronnej kuchni, która jest połączona z jadalnią. Zostawiam w środku urządzenia nasze napoje, aby zmroziły się.

- Nieważne. Po prostu chodźmy na górę.

Kończy połączenie, jednocześnie wychodząc z łazienki, która znajduje się niedaleko kuchni. Z pomieszczenia wydobywa się para, co świadczy o tym, że brał ciepły prysznic. Jego włosy są jeszcze wilgotne, bo niektóre kosmyki przylepiają się do czoła. Czerwona farba wypłukuje się z każdą kolejną kąpielą, dlatego aktualny odcień fryzury przypomina kolor różowy.

- Pasuje tobie róż - rzucam, kiedy spotykamy się niedaleko schodów, prowadzących na poddasze. Nie mogę oderwać wzroku od chłopaka, który mimo prostego stroju oraz niekoniecznie wyjściowego stanu, prezentuje się zniewalająco (w mojej opinii).

Przyglądam się mu przez kilka sekund, ponieważ dopiero niedawno zdałem sobie sprawę z piękna, którym został obdarzony w genach. Nie zauważyłem momentu, kiedy wszelkie elementy dziecięcego etapu życia zniknęły z jego osoby. Nagle przeszedł w okres dojrzewania, a on zmienił się diametralnie: pojawiły się niedoskonałości na cerze, zarost oraz ostre rysy twarzy, sylwetka przybrała pewną figurę, głos zmienił się na głębszy. Czuję się, jakby w ciągu mrugnięcia okiem ktoś zabrał Michaela z trzeciej klasy podstawówki, a podstawił aktualną wersję. Nie mam pojęcia, dlaczego dopiero teraz dostrzegam wszelkie zmiany w jego wyglądzie, chociaż mijam go codziennie w szkole albo sąsiedztwie. Cholera, czas przelatuje przez moje palce.

- Dzięki. - Wchodzimy po stopniach na górę. Clifford wyprzedza mnie o kilka schodków. - Poprawiłbym ten kolor, ale włosy ledwo trzymają się mojej głowy.

Youth || Muke Clemmings ✔️Where stories live. Discover now