§ 5.

275 12 37
                                    

Większość drogi z Warszawy do Piasku przespałam. Przez ostatnie dwa dni byłam dość zmęczona ustalaniem strategii na poprowadzenie sprawy oraz martwieniem się, jak to wytłumaczyć rodzicom i jak oni na to zareagują. Niewiele przez to spałam, więc teraz w końcu organizm domagał się odpoczynku. Na szczęście Ksaweremu to nie przeszkadzało. Ustawił nawigację i bez moich wskazówek bez problemu dotarł na obrzeża mojego rodzinnego miasta.

Kiedy mijaliśmy tabliczkę z napisem „Piasek" byłam jeszcze niezupełnie rozbudzona, ale wiedziałam, że muszę szybko wziąć się w garść. Nie widziałam się z rodzicami ponad pół roku. Nie chciałam, aby oglądali mnie półprzytomną, bo znów musiałabym wysłuchać tyrady na temat przepracowywania się. Poza tym czekało mnie poważne zadanie w postaci przedstawienia im mojego chłopaka. W takim momencie chyba powinnam wykazywać jasność umysłu, żeby przypadkiem nie palnąć żadnej gafy. Chociaż i tak pewnie mi się dostanie za to, że tak długo ukrywałam przed nimi istnienie Dziury.

Mijaliśmy kolejne uliczki, którym przyglądałam się zza szyby. Z jednej strony były one tak znajome, a z drugiej tak bardzo obce. Kiedyś to był mój mały świat, a teraz czułam się tu jak intruz. Gdybym częściej odwiedzała rodzinne strony, może to uczucie nie byłoby tak dojmujące. Nie ulegało jednak wątpliwości, że niemal wszystko, co wiązało się z tym miejscem, było przeszłością, do której nie chciałam wracać. Teraz to robiłam i nie byłam pewna, czy uda mi się dzielnie stawić temu czoła.

– Wszystko okej? – zagadnął Ksawery, skręcając w uliczkę, przy której stał dom moich rodziców. – Jesteśmy już prawie na miejscu.

– Widzę – odparłam z westchnieniem. – Chyba jednak trochę się cykam – przyznałam, przygryzając dolną wargę.

– Jeśli cię to pocieszy, to ja trochę też – stwierdził, na co spojrzałam na niego skonsternowana. – No co? Mam zaraz poznać przyszłych teściów, to chyba dla każdego faceta odrobinę stresujący moment.

Puściłam mimo uszu fakt, że nazwał moich rodziców „przyszłymi teściami". Nie chciałam teraz wdawać się w dyskusję o przyszłości naszego związku. Miałam na głowie inne, ważniejsze rzeczy. A pierwszą z nich było oznajmienie rodzicom, że przyjechałam w odwiedziny z facetem i zostaniemy tu znacznie dłużej niż na tygodniowy urlop.

– Głowa do góry, Pestka – starał się mnie pocieszyć, parkując równolegle do bramy wjazdowej. – Nie może być aż tak źle. Co najwyżej twoja mama przygotowała nam osobne pokoje – dodał ze śmiechem.

Cóż, chyba powinnam go uprzedzić, że rodzice nie są świadomi tego, iż nie przyjechałam sama. Wiedziałam, że by mu się to nie spodobało i po raz kolejny potwierdziło moje tchórzostwo, ale paradoksalnie tak było dla mnie łatwiej.

Niestety nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, przed bramę wyszła moja mama – niewysoka, szczupła brunetka. Zapewne usłyszała nadjeżdżające auto i oczywiście nie mogła poczekać, aż ten ktoś zapuka do drzwi. Musiała się pokazać i pierwsza sprawdzić, kto się pałęta przed jej posesją. Cała Joanna Brańska.

– Dobra, przedstawienie czas zacząć – mruknęłam pod nosem, po czym otworzyłam drzwi samochodu i wysiadłam. Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą.

– Nastka! – zawołała mama, kiedy tylko mnie zobaczyła. – Sławek! – rzuciła zaraz w stronę domu. – Chodź tu szybko przywitać się z córką!

No, tak. Oczywiście wszyscy sąsiedzi musieli usłyszeć, że postanowiłam w końcu odwiedzić rodziców. I wielki akt przywitania musiał nastąpić na widoku, aby nikt nie miał wątpliwości, że młoda Brańska, chociaż wyruszyła w wielki świat, wciąż pamięta o swoich korzeniach.

Twarda jak Pestka (Pestka #2)Where stories live. Discover now