§ 24.

160 14 20
                                    

Przekraczając próg szpitalnego oddziału dziecięcego, poczułam się niezwykle nieswojo. Na ścianach co prawda widniały kolorowe, wesołe malunki, ale i tak przebijała przez to raczej ponura atmosfera. Dobrze, że to zapewne jedyna moja wizyta w tym miejscu. Aż bałam się pomyśleć, jak znosili to rodzice dzieciaków, które tu trafiały, gdy wracali tu raz po raz, zapewne powoli tracąc nadzieję, że ich pociecha wyjdzie stąd cała i zdrowa.

Sabina dała mi znać SMS-em, że będzie na mnie czekać przy świetlicy. Błądziłam chwilę po korytarzach, starając się nie zwracać większej uwagi na mijających mnie małych pacjentów i ich przygnębionych opiekunów. Nie żebym nie miała w sobie empatii, ale nie chciałam się niczym rozpraszać. Przez telefon Kańtochowa nie powiedziała mi, o czym dokładnie chce porozmawiać, więc bałam się, że ostatecznie stchórzy i nic mi nie zdradzi. A jeśli by do tego doszło, musiałabym ją przekonać, że skoro powiedziała „a", to trzeba powiedzieć „b". Może to trochę hipokryzja, bo w końcu sama jeszcze chwilę temu chciałam się poddać bez walki, ale poczułam nową chęć do działania. Tym bardziej, że wyjaśnienie samo miało do mnie przyjść i nie musiałam go szukać. A skoro tak, to musiałam dać temu szansę i póki co odepchnąć na bok obawę, co zrobię ze zdobytą wiedzą.

Nagle zaczepiła mnie jedna z pielęgniarek. Musiałam wyglądać na zagubioną, bo spojrzała na mnie krytycznie i niezbyt miłym tonem spytała, czego szukam. Kiedy odparłam, że idę na spotkanie z Sabiną, jej wyraz twarzy odrobinę złagodniał i wskazała mi właściwą drogę. Być może znała historię Kańtochowej i było jej szkoda kobiety. Dobrze, że nie musiałam tłumaczyć, dlaczego zamierzałam się z nią spotkać. Pielęgniarka pewnie wzięła mnie za sprzymierzeńca, a nie przeciwnika.

W końcu udało mi się dotrzeć pod odpowiednie drzwi. Świetlica, tak jak przypuszczałam, okazała się dość dużą salą wypełnioną stolikami i krzesłami oraz regałami z różnymi zabawkami, grami i przyborami plastycznymi. Pomieszczenie było przeszklone, z oknami wychodzącymi na korytarz, więc bez problemu dostrzegłam siedzące przy jednym ze stolików Sabinę i Nadię. Dziewczynka wyglądała dość mizernie, ale i tak z zawzięciem rysowała coś na kartce formatu A3. Jej matka natomiast, chociaż starała się posyłać córce uśmiechy pełne otuchy, zdawała się być cieniem samej siebie. Już ostatnio, kiedy się widziałyśmy, nie prezentowała się najlepiej, ale teraz wyglądała wręcz koszmarnie. Najwidoczniej stan zdrowia Nadii się pogorszył. A to musiał być kolejny cios, po którym trudno się podnieść.

Sabina musiała poczuć, że się im przyglądam, bo podniosła na mnie wzrok. Skinęła mi lekko głową, po czym zwróciła się do córki. Dziewczynka również spojrzała w moją stronę i pomachała. Odwzajemniłam gest, zastanawiając się, czy powinnam wejść na salę. Na szczęście Kańtochowa rozwiązała mój dylemat, wstając z miejsca i ruszając w moim kierunku.

– Dziękuję, że zgodziła się pani na spotkanie tutaj – oznajmiła, kiedy wymieniłyśmy się krótkim „dzień dobry".

– Jak się czuje Nadia? – spytałam, zerkając w stronę pochylonej nad rysunkiem ośmiolatki.

Wiedziałam, że w sumie nie powinno mnie to obchodzić, ale jakoś nie potrafiłam nie zainteresować się zdrowiem dziewczynki. W końcu przyjaźniła się z moją siostrzenicą. Poza tym mimo młodego wieku życie jej nie oszczędzało.

– Niestety nie najlepiej – westchnęła Sabina. – Kiedy w zeszłym roku wykryto u niej torbiele na nerkach, nie sądziliśmy, że choroba będzie tak szybko postępować. Zwłaszcza że zwykle ujawnia się dopiero po trzydziestym roku życia. U Nadii jednak zdążyła przybrać bardzo poważne stadium. Już teraz konieczne są dializy, a najlepiej przydałby się przeszczep.

Byłam zadziwiona tym, z jakim spokojem o tym mówiła. Być może w pewnym stopniu zdążyła się już z tym oswoić. Ale czy można pogodzić się z wizją cierpienia i być może nawet śmierci swojego dziecka? W dodatku jedynego i wyczekiwanego? Nie miałam nawet zamiaru udawać, że wiem, co przeżywa Sabina. Nie miałam zielonego pojęcia i żywiłam nadzieję, że nigdy nie będę mieć.

Twarda jak Pestka (Pestka #2)حيث تعيش القصص. اكتشف الآن