§ 29.

235 16 30
                                    

Mama uparła się, aby zorganizować pojednawczo-pożegnalne przyjęcie. A w zasadzie to zwykłego grilla, ale takiego, na którym obecni będą wszyscy członkowie rodziny. Nie protestowałam, uznając, że to może być idealny moment, abyśmy przed naszym powrotem z Ksawerym do Warszawy w końcu w komplecie usiedli przy jednym stole i normalnie porozmawiali. Marlena chyba też doszła do takiego wniosku, bo zjawiła się z Olafem i Julką oraz uśmiechem na twarzy.

Nie od razu jednak znalazłyśmy okazję na dłuższą, poważną pogawędkę. Najpierw pomagałyśmy mamie porozkładać wszystko na stole na tarasie, podczas gdy panowie walczyli z rozpaleniem grilla. Później Julka zaciągnęła mnie do kopania piłki, przy czym jak zwykle obie świetnie się bawiłyśmy. A następnie zjawił się Filip.

Kiedy mama oznajmiła, że zaprosiła go za pośrednictwem Olafa, nie byłam pewna, czy to dobry pomysł. Oczywiście też należał do rodziny i nasze relacje z nim wymagały oczyszczenia, ale bałam się, że dla Marleny będzie to jednak za wcześnie. Dopiero co pogodziła się z mężem, ze mną jeszcze nie zdążyła porozmawiać. Moje obawy okazały się chyba jednak niepotrzebne, bo kiedy młodszy Sordel wszedł do ogródka, moja siostra kiwnęła mu na przywitanie i posłała lekki uśmiech, który on odwzajemnił. Wyglądało więc na to, że tolerowała jego towarzystwo, nawet jeśli wciąż czuła do niego jakiś żal.

– Serdecznie dziękuję za zaproszenie – zwrócił się Filip do mojej mamy. – Bardzo mi miło, że pani o mnie pomyślała.

W jego oczach dostrzegłam coś, co sugerowało, że naprawdę cieszył się z tej wizyty. I dopiero wtedy dotarło do mnie, jak bardzo musiał czuć się samotny przez te ostatnie kilka lat, nie mając właściwie żadnej rodziny. A przynajmniej nie takiej, z którą utrzymywałby kontakt. Miałam nadzieję, że teraz się to zmieni. Że na dobre odzyska nie tylko córkę, ale i brata.

– Ależ nie ma za co – zapewniła mama. – Rodzina musi się trzymać razem. Nawet jeśli czasami zdarzy się nam nawalić – dodała, kładąc mu ręce na ramionach jak odzyskanemu synowi. – A co tam u twojej córeczki? – szybko zmieniła temat, jakby nie chciała roztrząsać starych dziejów i skupić się na obecnych wydarzeniach. – Dobrze się czuje?

Oczywiście opowiedziałam rodzicom całą historię Filipa, Sabiny i Nadii. No dobrze, nie tak zupełnie całą, bo nie wspomniałam, że to dziewczynka postrzeliła Arka. Nie powiedziałam tego nawet Marlenie i Olafowi, tak więc poza trójką świadków tego zdarzenia wiedzieliśmy o tym tylko ja, Ksawery i Paweł. Zastanawiałam się, czy zdradzić tę tajemnicę mojemu patronowi, ale ostatecznie uznałam, że to i tak niczego nie zmieni. Nie potrzebowałam już reprymendy, aby się w to nie mieszać, a takową zapewne dostałabym od Dziurowicza. Tak więc nie było sensu go o tym informować.

Rodzice, a zwłaszcza mama, oczywiście przejęli się losem Nadii oraz Filipa i Sabiny. Mogłam się założyć, że często będzie dopytywać, co u nich słychać, a nawet zapraszać na spotkania. W końcu Kańtochówna była kuzynką jej wnuczki, więc na pewno będzie miała dla niej dużo serca.

– Dziękuję, Nadia czuje się nie najgorzej – odparł Filip z lekkim uśmiechem. – Nawet na tyle, że wręcz rozkazała mi tu przyjść, żebym nie ślęczał wiecznie przy jej łóżku, bo jest przekonana, że będziemy mieli jeszcze mnóstwo czasu, aby się bliżej poznać. Na przyszły tydzień mamy zaplanowany przeszczep.

Na tę wieść w duchu odetchnęłam z ulgą, bo to oznaczało, że poświęcenie ze strony Sabiny nie poszło na marne i jej córka ma realną szansę na powrót do zdrowia. Oczywiście wciąż było się o co martwić, bo nie wiadomo, jak dziewczynka zniesie przeszczep, ale póki co wszystko układało się pomyślnie. Oby pozostało tak do samego końca.

– Czyli rozumiem, brat, że się ze mną dzisiaj nie napijesz – do rozmowy włączył się Olaf, który właśnie podszedł do stołu po butelkę piwa.

Twarda jak Pestka (Pestka #2)Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu