§ 21.

198 11 37
                                    

Byłam zdecydowana porozmawiać z Sabiną, ale postanowiłam odłożyć spotkanie z nią na poniedziałek, a niedzielę w pełni poświecić na spędzenie czasu z rodziną. A zwłaszcza z Julką. Zabraliśmy ją z Ksawerym do parku wodnego w Tychach, gdzie naprawdę świetnie się bawiliśmy, a potem zdecydowaliśmy się jeszcze na spacer po pobliskich Paprocanach [1]. To był niezwykle udany dzień i miałam nadzieję, że nie ostatni, w którym mogłam się cieszyć towarzystwem siostrzenicy. Naprawdę chciałabym, abyśmy utrzymywały stały kontakt, ale obawiałam się, że Marlena będzie jednak robić wszystko, aby do tego nie dopuścić.

Wieczorem natomiast rodzice zorganizowali grilla i można by to uznać za pierwsze spotkanie w rodzinnym gronie od lat. Chociaż nie do końca, bo oczywiście brakowało mojej siostry. Dostała zaproszenie, ale je odrzuciła. Zresztą pogardziła nie tylko tym, ale również gałązką oliwną, którą chciał jej zaoferować Olaf.

Kiedy my pluskaliśmy się w basenie, mój szwagier podjął kolejną próbę rozmówienia się z żoną. I niestety po raz kolejny okazała się ona fiaskiem. Nie dopytywałam o szczegóły, bo nie chciałam się wtrącać. Musieli to załatwić między sobą, a ja nijak nie byłam w stanie poprawić ich sytuacji. Liczyłam jednak na to, że wkrótce Marlena zrozumie, że bunt przeciwko reszcie rodziny nie wyjdzie jej na dobre. Skoro nawet córka zaczęła się od niej oddalać, powinno dać jej to do myślenia. Oczywiście nie chciałam, aby jej relacje z Julką się pogorszyły, ale skoro nic innego nie podziałało, to może chociaż to odrobinę nią wstrząśnie.

Póki co musiałam jednak odłożyć na bok rozterki rodzinne. Oczywiście nie były mniej ważne od tych zawodowych, ale to w przypadku tych drugich bardziej gonił mnie czas. Do kolejnej rozprawy jeszcze prawie dwa tygodnie, ale nie należało się ociągać. Jeśli sprawa ostatecznie okaże się tak prozaiczna, na jaką wyglądała w tej chwili, to co prawda nic więcej nie zdziałam, ale jeśli będę musiała odkrywać kolejne karty, każda dodatkowa chwila może okazać się cenna.

Stanęłam przed furtką domu Kańtochów. Z rozmysłem wybrałam się do Studzienic sama, piechotą. Uznałam, że obecność Ksawerego mogłaby trochę krępować Sabinę, a tak może uda nam się porozmawiać nie jak ofiara z obrońcą, ale po prostu kobieta z kobietą. Zdawałam sobie jednak sprawę, że tego typu rozmowy, bogate w intymne zwierzenia, nie są moją mocną stroną. Dlatego też dałam sobie czas kilkunastu minut spaceru do sąsiedniej miejscowości, aby zebrać myśli i ostatecznie wybrać taktykę, z jaką chciałam poprowadzić to spotkanie. Wiedziałam, że powinnam być równocześnie stanowcza i wyrozumiała. A to zwykle nie szło ze sobą w parze. Będę musiała się bardzo nagimnastykować, aby nie wyszła ze mnie bezpośrednia, bezkompromisowa, dążąca po trupach do celu prawniczka, jaką zazwyczaj w takich sytuacjach byłam.

Wzięłam głęboki wdech i wcisnęłam dzwonek przy bramie. Przez kolejne pół minuty przestępowałam nerwowo z nogi na nogę. Ze względu na spacer wyjątkowo nie miałam na sobie szpilek, ale sandały na płaskim obcasie. Nagle poczułam się, jakby ten nieznaczący aspekt odebrał mi nie tylko dziesięć centymetrów wzrostu, ale także część pewności siebie. Musiałam jednak wziąć się w garść i przeprowadzić tę konfrontację najlepiej, jak potrafiłam.

W końcu uchyliły się drzwi wejściowe domu. W progu nie stanęła jednak Sabina, a jej mniejsza wersja. Dziewczynka miała równie jasne włosy i duże niebieskie oczy jak matka. Uśmiechnęła się do mnie uprzejmie, ale nieco niepewnie. Wcale nie wyglądała na poważnie chorą. Ale jak wiadomo, pozory lubią mylić.

– Dzień dobry – przywitałam się, posyłając jej serdeczny uśmiech. – Zastałam mamę?

– Dzień dobry – odparła, po czym obróciła się w stronę domu i krzyknęła: – Mamo, jakaś pani do ciebie!

Twarda jak Pestka (Pestka #2)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang