§ 25.

193 10 18
                                    

Przez następne dwa dni starałam się zbytnio nie roztrząsać historii oraz decyzji Sabiny. Czułam, że powinnam uszanować jej wybór, tak jak ostatecznie pogodziłam się z uporem Filipa, ale mimo to nie potrafiłam tego wszystkiego zignorować. Zwłaszcza że dopiero po opuszczeniu szpitala w pełni dotarła do mnie powaga sytuacji. Jedna kwestia nie ulegała wątpliwości – zarówno matka, jak i ojciec chcieli dla Nadii tego, co najlepsze. Pytanie tylko, czego dziewczynka teraz najbardziej potrzebowała. Poświecenie którego z rodziców będzie dla niej cenniejsze?

To był właśnie tego typu dylemat, kiedy żadna z opcji nie wydawała się na tyle lepsza, aby bez wahania porzucić inne. Starałam się zrozumieć argumenty obu stron. Te Sabiny były dla mnie oczywiste, bo sama mi o nich powiedziała – zależało jej tylko na tym, aby jej córka dostała szansę na powrót do zdrowia. Motywów Filipa mogłam się tylko domyślać, ale przypuszczałam, że w jego mniemaniu najistotniejszą kwestią było to, aby Nadia nie straciła kolejnego rodzica w tragicznych okolicznościach. Poza tym zapewne wciąż czuł coś do Sabiny i sądził, że poddając się karze, uratuje jej obie. W obu przypadkach motorem napędowym była miłość. Uważałam to za równie piękne, co tragiczne.

No i oczywiście pośrodku tego wszystkiego tkwiła sama Nadia. Nie od razu zdałam sobie w pełni sprawę z tego, że była świadkiem śmierci ojca. I w dodatku musiała być świadoma tego, kto za tę śmierć odpowiadał. Czy sam ten fakt nie był już wystarczająco tragiczny? Jakim cudem to dziecko potrafiło się jeszcze uśmiechać, jakim cudem przetrwało taką traumę? Czy zniosłoby kolejną, widząc, jak jej matka ląduje w więzieniu? Ile może znieść ośmiolatka? Czy będzie na tyle silna, aby żyć z takim widmem przeszłości?

Przez głowę przebiegały mi tysiące myśli. Nie opuszczało mnie przeświadczenie, że powinnam zrobić coś, aby zapobiec kolejnej tragedii, która, o ile Sabina nie zmieni zdania, rozegra się pojutrze na sali sądowej. Tylko co? Mogłam jedynie próbować przekonywać Kańtochową, że popełnia błąd. Poza tym miałam związane ręce.

Teoretycznie można by spróbować zrzucić winę na kogoś jeszcze innego. Na przykład Enza. Tyle że to było wbrew wszelkiej etyce. I to nie tylko tej zawodowej, ale także mojej osobistej. Moja praca polegała na wykazaniu, że klient jest niewinny, a nie wrabianiu ludzi, którzy, mimo że nie byli święci, nie powinni odpowiadać za coś, czego nie zrobili. Nie mogłabym się posunąć do czegoś takiego. Nawet jeśli w grę wchodziło większe dobro, czyli w tym przypadku szczęście pokrzywdzonego przez życie dziecka.

Wiedziałam, że nie powinnam się tym zadręczać, bo w tej chwili już nic nie zależało ode mnie, ale mimo wszystko nie potrafiłam tak po prostu przestać się przejmować. Przed oczami wciąż stawał mi obraz zrozpaczonej, zdesperowanej, ale zdeterminowanej Sabiny oraz nieugiętego, wściekłego Filipa. Któremu z nich zależało bardziej, które bardziej w tej chwili było potrzebne córce? Nie potrafiłam rozstrzygnąć tego sporu, który wciąż nie dawał mi spokoju.

Najchętniej przedyskutowałabym z kimś dręczące mnie kwestie, ale nie miałam z kim. Ksawery musiał pilnie wyjechać na kilka dni do Warszawy załatwić jakieś sprawy i miał wrócić dopiero w dniu rozprawy. Teoretycznie mogłam do niego zadzwonić i zwierzyć się z tych rozterek, ale nie chciałam mu przeszkadzać. Skoro musiał wrócić do stolicy, widocznie zajmował się czymś naprawdę ważnym i nie chciałam marnować jego czasu na sprawy, których tak właściwie w ogóle nie powinnam roztrząsać. Drugą opcją był oczywiście mecenas Dziurowicz, z którym rozmawiałam już po spotkaniu z Sabiną. Przekazałam mu w skróconej wersji historię Kańtochowej oraz jej postanowienie, aby przyznać się do winy. Mój patron skomentował to krótko – „nie jest naszą klientką, więc nie mamy prawa odwodzić jej od tej decyzji, zwłaszcza że w ten sposób oczyści z zarzutów naszego klienta". Oczywiście Dziurowicz miał rację. Nie zmieniało to jednak faktu, że czułam się z tym fatalnie. Mówienie mu o tym nie miało jednak sensu. I tak kazałby mi dać sobie z tym spokój.

Twarda jak Pestka (Pestka #2)Where stories live. Discover now