§ 27.

202 12 47
                                    

Walcząc z lekką zadyszką, pokonałam ostatni schód na trzecie piętro i udałam się w stronę drzwi z numerem dwanaście. Kiedy już do nich dotarłam, wyciągnęłam rękę w stronę dzwonka, ale stojący za mną Ksawery mnie uprzedził. Spojrzałam na niego z lekkim wyrzutem, na co on tylko posłał mi swój olśniewający uśmiech. Nie działał on już na mnie tak bardzo, jak na początku naszej znajomości, ale mimo wszystko miałam do niego słabość.

W ciszy czekaliśmy na to, aż Filip otworzy nam drzwi. Miałam nadzieję, że odbierzemy go z aresztu i wtedy zyskam okazję do rozmowy z młodszym Sordelem, ale Olaf zadeklarował się, że to on pojedzie po brata. Nie widzieli się od czasu aresztowania, więc pewnie mieli wiele do omówienia. Dlatego też nie protestowałam i pozwoliłam szwagrowi zawieźć uniewinnionego do domu. Nie oznaczało to jednak, że zamierzałam zostawić całą sprawę w spokoju. Nie chciałam wyjść na nachalną, więc dałam Sordelowi kilka dni oddechu. Ale teraz czas najwyższy wyjaśnić ostatnie niejasności.

Sterczeliśmy na wycieraczce już prawie minutę, więc ponowiłam dzwonek do drzwi. Może Filipa nie było w środku. Gdzie jednak mógłby pójść? Z pracy podobno go zwolnili, w „WarmUp" nie miał już czego szukać, skoro jego współpraca z policją wyszła na jaw. Ja na jego miejscu zaszyłabym się w mieszkaniu, którego jakimś cudem właściciel nie wynajął nikomu innemu, i próbowała na nowo odnaleźć się w rzeczywistości. No ale może Sordel jakoś inaczej odreagowywał trzymiesięczną odsiadkę.

W końcu drzwi się otworzyły. Filip wyglądał o niebo lepiej, niż jak widziałam go ostatnio. Porządnie się ogolił, przyciął przydługawe włosy. Ubrany był w dżinsy, T-shirt i rozpinaną dresową bluzę z kapturem. Widać jego ksywka faktycznie miała uzasadnienie.

– Co tutaj robisz? – spytał z surową miną, zakładając ręce na piersi.

– Musimy pogadać – odparłam rzeczowo. – Możemy wejść? – dodałam, zwalczając chęć bezczelnego przeciśnięcia się przez próg.

Filip spojrzał krytycznie najpierw na mnie, a potem na Ksawerego. Spodziewałam się, że zapyta, kim jest mój towarzysz, bo przecież wcześniej się oficjalnie nie poznali, ale tego nie zrobił. Albo go to nie interesowało, albo domyślał się, z kim ma do czynienia.

– Nie mam czasu – odparł. – Za chwilę wychodzę. Muszę się zgłosić na ostatnie badania przed przeszczepem, a potem chciałem zajrzeć do Nadii.

A więc nie próżnował przez te kilka dni od opuszczenia aresztu. Wyglądało na to, że w kwestii przeszczepu nie będę musiała nad niczym czuwać, jak to obiecałam Sabinie. Z chęcią utrzymania kontaktu Sordela z córką też nie powinno być problemu. Pozostawały jednak aspekty prawe, które wymagały uporządkowania. I to między innymi właśnie o tym zamierzałam porozmawiać.

– Nie zajmiemy ci wiele czasu – przekonywałam. – A chyba oboje wiemy, że należałoby wyjaśnić jeszcze kilka spraw.

Nie miałam zamiaru odpuścić, odważnie patrzyłam mu prosto w oczy. Przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby nadal chciał stawiać opór, ale w końcu się poddał. Westchnął ciężko, zrobił przejście w progu i niechętnym gestem ręki zaprosił nas do środka.

Wnętrze wyglądało jak typowa kawalerka samotnego dwudziestoparolatka. Kanapa, która zapewne pełniła także funkcję łóżka, niewielki stół, szafa, komoda z telewizorem i dwa taborety. Zero zdjęć, ozdóbek, bibelotów. Nawet firanek brak. Nie skupiałam się jednak na tym, bo to nie miało żadnego znaczenia. Nie czekając na zaproszenie, usiadłam na kanapie. Ksawery klapnął obok mnie. Filip przysunął sobie taboret, chociaż wyczuwałam, że nie miał zamiaru się rozsiadać.

– To o czym chcesz rozmawiać? – spytał. – Chyba nie ma o czym, skoro możesz sobie zapisać moją sprawę na konto sukcesów.

– To, że zostałeś uniewinniony, wcale nie znaczy, że świętuję wygraną – odparłam, na co Sordel posłał mi powątpiewające spojrzenie. – Poza tym wcale nie czuję, aby sprawa była zamknięta – dodałam, bo naprawdę tak uważałam. – Czy wersja Sabiny jest zgodna z prawdą?

Twarda jak Pestka (Pestka #2)Where stories live. Discover now