§ 26.

215 11 22
                                    

Sądziłam, że podczas drugiej rozprawy stres już ze mnie zejdzie i nie będę tak nerwowa jak w trakcie pierwszego posiedzenia. Niestety było zupełnie odwrotnie. Siedziałam w ławce dla obrońców jak na szpilkach, a w ręce kurczowo ściskałam chusteczkę higieniczną. Mój bieg w deszczu i wizyta u siostry w mokrych ubraniach nie pozostały bez konsekwencji dla mojego zdrowia – dopadł mnie katar i ból gardła. Nie ma to jak złapać przeziębienie w środku lata.

Wydmuchałam dyskretnie nos, po czym podniosłam leżący na stoliku telefon. Odblokowałam ekran, ale to nie sprawiło, że cudowanie pojawiła się na nim wiadomość, na którą czekałam. A czas uciekał. Do rozpoczęcia rozprawy pozostały cztery minuty.

Siedzący obok mnie mecenas Dziurowicz skupił się na czytaniu zapisów ze swojego notatnika. Nie wiedziałam, czy dotyczyły one tej sprawy, czy zupełnie innej, ale to nie miało większego znaczenia, bo to, co za chwilę się wydarzy, i tak nie będzie już zależało od nas. Za sobą czułam obecność Filipa. Zerknęłam na niego kątem oka, kiedy odwróciłam się nieco, aby wrzucić zużytą chusteczkę do torebki. Jak zwykle wyglądał na niewzruszonego, pogodzonego z nieuniknionym. Nie spodziewał się, że cokolwiek mogłoby zburzyć jego plan. Obawiałam się, że czekało go w tej kwestii duże rozczarowanie. Nie miałam jednak zamiaru go o tym uprzedzać. Teraz to i tak niczego nie zmieni. Zobaczymy, co ostatecznie przyniesie ta rozprawa. Jeśli Sordel pozostanie jedynym przyznającym się do winy, będziemy kombinować. A jeśli nie, to nie będzie potrzeby go bronić. A przynajmniej nie w procesie o przestępstwo, o które w tej chwili był oskarżony.

Po raz kolejny zerknęłam na telefon i nadal nic. Przygryzłam nerwowo wargę, bo została dosłownie ostatnia minuta, a ja nadal nie wiedziałam, na czym stoję. Oby tylko się nie okazało, że coś poszło nie tak i wyjdę przed sądem na głupka.

Spojrzałam na Skibińskiego. Siedział naprzeciwko z założonymi rękami. Złapał mój wzrok i uniósł brew, jakby chciał mnie wyzwać na pojedynek, mając pewność, że go wygra. Nic dziwnego, że miał takie przeświadczenie. W końcu sama mu oznajmiłam, że oddaję tę walkę walkowerem. Tyle że później nastąpiło odkrycie nowej borni, która w pewnym stopniu pozwoliła mi wrócić do gry. Tylko sama jeszcze nie wiedziałam na jakich zasadach.

Przerwałam kontakt wzrokowy z Pawłem, kiedy mój smartfon w końcu wydał z siebie oznaki przyjścia nowej wiadomości. Lekko drżącymi dłońmi otworzyłam SMS od Marleny. Bałam się tego, co zawierał.

„Nic z tego. Nie dała się przekonać."

Cholera! Co prawda zakładałam taki scenariusz, zwłaszcza po tym, jak moja siostra przez dwa dni nie mogła skontaktować się z Sabiną, ale i tak czułam się rozczarowana. Do końca miałam nadzieję, że Marlena zdoła przekonać Kańtochową do zmiany zdania. Albo że ta ostatecznie stchórzy. Widocznie jednak miłość do dziecka była silniejsza niż strach czy zdroworozsądkowe sugestie innej matki. Nie miałam prawa jej osądzać, ale nie opuszczało mnie przeświadczenie, że miała zamiar zrobić wielką głupotę. Przynajmniej tyle, że z naprawdę ważnego powodu.

Nie zdążyłam nic odpisać Marlenie, bo na salę wszedł skład orzekający. Przewodniczący rozpoczął rozprawę, po czym zapytał, czy strony zgłaszają jakieś wnioski.

– Nie, wysoki sądzie – odparł Paweł.

Sędzia Aniszczyk przeniósł wzrok w naszą stronę. Zerknęłam szybko na Dziurowicza. Skinął nieznacznie, dając mi znak, że mam trzymać się planu. I tak nie miałam innego wyjścia. Sabotowanie zamiarów Sabiny byłoby nieprofesjonalne. Nawet jeśli uważałam, że chce popełnić błąd.

– Obrona wnosi o ponowne przesłuchanie Sabiny Kańtoch – oznajmiłam zachrypniętym głosem, który był nie tylko wynikiem przeziębienia, ale także targających mną emocji.

Twarda jak Pestka (Pestka #2)Where stories live. Discover now