§ 30.

620 18 45
                                    

Niespodziewanie na moim biurku, tuż obok otwartego laptopa, znalazł się kubek kawy. Zmarszczyłam brwi i podniosłam wzrok znad ekranu, aby sprawdzić, kto postanowił uraczyć mnie ulubioną latte. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam przed sobą mojego patrona.

– Ehkem... – odchrząknął, orientując się, że na niego patrzę. Wyglądał na nieco zakłopotanego i to był doprawdy przedziwny widok. – Wszystkiego najlepszego, panno Pestko – wykrztusił w końcu, jakby wcale nie chciało mu to przejść przez gardło.

Uśmiechnęłam się pod nosem, wiedząc, że te słowa naprawdę nie przyszły mu z łatwością. Zresztą byłam pod wrażeniem, iż pamiętał, że mam dzisiaj urodziny. Choć bardziej prawdopodobnym wydawało się, że przypomniał mu o tym Ksawery bądź Kalina. Tak czy inaczej, było mi bardzo miło, że postanowił złożyć życzenia i choć raz to on zrobił kawę mnie, a nie ja jemu.

– Dziękuję, panie mecenasie – odparłam, sięgając po kubek. – Za kawę też.

Grymas na jego twarzy trudno było nazwać uśmiechem, ale wiedziałam, że właśnie to miał wyrażać. Przez ten ponad rok zdążyłam już przywyknąć, że nie mam co liczyć na więcej, a te ledwo uniesione kąciki ust to prawdziwy wyraz sympatii.

– Zasłużyłaś sobie – stwierdził, a ja spojrzałam na niego skonsternowana, nie bardzo wiedząc, o czym mowa. – Pierwszy raz prawie samodzielnie poprowadziłaś całą sprawę. I to z zadawalającym skutkiem.

Mimo iż mieliśmy dokładnie połowę września, a z Piasku wróciliśmy prawie miesiąc temu, jakoś nie mieliśmy z Dziurowiczem okazji, aby podsumować sprawę Filipa. Mój patron wciąż nie wiedział najistotniejszego – że to Nadia oddała strzał – ale nie miałam zamiaru go o tym informować. Teraz i tak nic by to nie zmieniło, a nie chciałam obarczać kolejnej osoby moralnymi rozterkami, które i tak prowadziłyby donikąd.

– Mnie tam ten skutek wcale tak bardzo nie cieszy – odparłam z gorzkim uśmiechem.

– Cóż, nie zawsze możemy wszystkich uszczęśliwić – stwierdził mecenas. – Nie miej sobie jednak nic do zarzucenia. Zrobiłaś to, co do ciebie należało. A nawet i więcej. Pomogłaś tamtemu dziecku zyskać szansę na zdrowie. A właśnie, przeszczep się powiódł?

Wiedziałam, że Dziurowicz nie mówił tego wszystkiego tylko po to, żeby mnie pocieszyć. Skoro twierdził, że się spisałam, to tak właśnie było, nigdy nie chwalił nikogo na wyrost. Wręcz przeciwnie – rzadko kiedy tak naprawdę doceniał moje wysiłki. Nie miałam z tym jednak problemu, gdyż wychodziłam z założenia, że lepiej dostać reprymendę i się poprawić, niż wciąż popełniać te same błędy.

Tym razem jednak trudno było mi się z nim zgodzić. Patrząc obiektywnie, wiedziałam, że postąpiłam słusznie i naprawdę odwaliłam kawał dobrej roboty. Wewnętrznie wciąż jednak czułam, że w jakimś stopniu zawiodłam, że może przeoczyłam rozwiązanie idealne, które ocaliłoby całą trójkę. Teraz już jednak nie było nad czym się rozwodzić. Mogłam tylko przyjąć tę pochwałę i obiecać, że przy kolejnych sprawach spiszę się równie świetnie.

– Tak, Nadia czuje się bardzo dobrze – odparłam z uśmiechem. – Filip też się nieźle trzyma. Wygląda na to, że będą mieli dużo czasu, aby się lepiej poznać. Sprawa ustalenia ojcostwa też jest już w toku, więc zapewne niedługo uzyska opiekę nad córką.

Te dobre wiadomości naprawdę podnosiły mnie na duchu. Byłam w stałym kontakcie zarówno z Filipem, jak i z Marleną, więc na bieżąco zdawali mi relację z tego, co się u nich dzieje. Przeszczep przebiegł naprawdę pomyślnie i Nadia miała przed sobą perspektywę jeszcze wielu wspaniałych lat życia. Julka już nie mogła się doczekać, kiedy kuzynka odzyska pełnię sił i znów będą mogły się razem bawić. Sama Nadia też podobno była podekscytowana wizją bliższego poznania swojej nowej rodziny.

Twarda jak Pestka (Pestka #2)Where stories live. Discover now