Rozdział 3

1.1K 108 180
                                    

-Wstawaj młody. - ktoś szturchnął go w ramie, a potem poczuł jak drzwi o które się opierał - otwierają się, a on prawie wypada z pojazdu, gdyby nie czyjaś ręka na jego nadgarstku.

-Znowu odlatujesz. - zaśmiał się szatyn, patrząc jak Harry pół przytomny wychodzi z samochodu i opuszcza koszulkę, która mu się podwinęła.

Brunet nie odezwał się słowem tylko rozejrzał się dookoła siebie. Przed nim znajdował się ogromny dom, który wyglądał na dość nowoczesny. Ogrodzony był dość dużym płotem a dookoła posiadłości, znajdował się gęsty las. Za domem znajdowała się kolejna droga, prowadząca do drugiego budynku, wyglądającego na jeszcze lepiej urządzony niż ten przed którym się znajdował.

Ten facet zdecydowanie miał więcej pieniędzy, niż on razem z szefem przypuszczał. Wiedział, że nie były to na pewno pieniądze zarobione uczciwie. Przerażał go fakt, że zaraz ustanie twarzą w twarz z jednym z najgroźniejszych mężczyzn stąpających po tej planecie. Niebo zaczynało się powoli rozjaśniać, a on nadal stał przy samochodzie, patrząc jak mężczyźni stoją obok i kończą palić papierosy. Horan siedział przy bagażniku i czyścił go prawdopodobnie od krwi, która tam się znajdowała.

Harry stąpał z nogi na nogę. Zaczęło robić mu się zimno, a on na sobie miał jedynie cienką koszulkę i spodnie z dziurami. Nie wiedział co tak naprawdę miało to wszystko na celu. Myślał, że zwiążą go i wsadza do jakiejś zimnej i ciemnej piwnicy pozostawiając na pastwę losu. Teraz stał i wpatrywał się w trójkę mężczyzn, którzy dzielili się papierosem i wydmuchiwali sobie nawzajem dym w twarz. Rozejrzał się po raz kolejny dookoła siebie, nadal nie wiedząc gdzie tak naprawdę się znajduje i plując sobie w brodę za to, że nie skupił się bardziej na zapamiętaniu drogi. Kiedy po raz kolejny westchnął, ktoś pociągnął go za łokieć. Spojrzał się w tamtą stronę i posłał pytające spojrzenie.

-Czeka cię dużo roboty młody. - zaśmiał się znajomy szatyn i pociągnął w stronę bliższego budynku.

Harry grzecznie podążał za mężczyzną. Szli przez drogę wysypaną małymi kamyczkami, które przyjemnie skrzypiały pod ich stopami. Brunet spojrzał na niebo, które wyglądało przepięknie podczas wschodu, wydawało mu się, że tutaj wygląda jeszcze ładniej niż w Anglii. To chyba będzie jego kolejna ulubiona rzecz i jeśli nie zamkną go jednak w tej ciemnej piwnicy, to codziennie będzie budził się wcześniej, aby oglądać te cholerne wschody.

Weszli przez ciemnobrązowe drzwi do korytarza. Budynek w środku wyglądał trochę skromniej niż na zewnątrz. Tak zwyczajnie. Korytarz był dość wąski. Harry idąc dalej został pociągnięty do tyłu przez nieznajomego szatyna, który wskazał na jego buty palcem. Brunet zrozumiał aluzje i ściągnął je, odstawiając pod ścianę obok innych. Podłoga była wyłożona ciemnymi panelami, a ściany utrzymane w jasnych odcieniach szarości. Za to meble były białe a jedyne co się odznaczało na tle tych wszystkich przedmiotów, to różowa kanapa i przeogromny telewizor. Salon był połączony z kuchnią, te dwa pomieszczenia oddzielała jedynie wyspa kuchenna. Dość długa wyspa kuchenna, przy której stały czarne krzesełka. Na ścianach były porozwieszane zdjęcia. Na jednym z nich zauważył znajomych mężczyzn razem z niebieskookim szatynem, którego jeszcze nie widział. Wzruszył w duchu ramionami i ruszył za nieznajomym, który go wyprzedził.

Skierowali się na piętro schodami, które były w tym samym odcieniu co kanapa. Na twarzy Harry'ego pojawił się lekki uśmiech. Na samo wyobrażenie groźnego Ghost'a, który prosi architektów o różowe schody ma zamiar położyć się na ziemi i zacząć śmiać. Co to w ogóle za pomysł? Różowe schody i kanapa? Niby tacy groźni gangsterzy, a jednak gustują w damskich odcieniach mebli.

Szatyn otworzył przez Harrym drzwi i wskazał ręką, aby wszedł.

-Rozgość się młody. Tam gdzieś masz ubrania i możesz się wykąpać. - podszedł do mężczyzny i pociągnął nosem przy jego torsie - a nawet wskazane jest, abyś się wykąpał. - wykręcił twarz w grymasie i skierował się do wyjścia - Jak się ogarniesz to zejdź do salonu. - Harry przytaknął na jego słowa, posyłając słodki uśmiech.

Canyon Moon/ larryWhere stories live. Discover now