Samolot właśnie przygotowywał się do lądowania. Harry szturchnął delikatnie Louisa, aby ten się obudził. Jak na zawołanie szatyn powoli otworzył swoje oczy i uśmiechnął się pod nosem, kiedy pierwsze co zobaczył to była roześmiana twarz Harry'ego. Przeciągnął się na swoim siedzeniu i stęknął kiedy jego kręgosłup dość głośno strzelił.
— Gdzie my jesteśmy? — zapytał Louis wyglądając przez okno, praktycznie wsadzając nos w szybę.
— Mała zmiana planów. — odpowiedział z tajemniczością w głosie — Wyjazd do Londynu był tylko przykrywką. Tak naprawdę chciałem zabrać cię tutaj i spędzić z tobą trochę czasu sam na sam. — potarł swój kark niepewnie.
Louis uśmiechnął się szeroko i rzucił się wręcz na usta Harry'ego, mocno go całując. Brunet chichotał się za każdym razem kiedy tamten odsuwał się od niego na chwile aby znów zaatakować jego malinowe wargi.
— Dobra dobra. Starczy! — odsunął od siebie roześmianego Louisa lustrując jego twarz.
Zatrzymał swój wzrok na zaszklonych niebieskich oczach i czerwonych policzkach, które sprawiały, że szatyn wyglądał tak cholernie uroczo.
— Zbieraj manatki i wychodzimy! Mam zamiar się opalać przez cały następny tydzień... bez przerwy! — wykrzyknął wyrzucając swoje dłonie w powietrze.
Louis pokręcił głową i pociaśnił gumkę do włosów na głowie Harry'ego. Pocałował go w czoło i potarł o siebie swoje dłonie.
— Teraz możemy już iść.
Bez żadnych komplikacji wyszli z samolotu. Na odchodne, Harry posłał uśmiech pilotom, którzy pomogli im wysiąść i kiwnął w ich stronę głową.
Od razu wsiedli do przygotowanej wcześniej taksówki i ruszyli w stronę domku Harry'ego. Kupił go jeszcze przed przyjazdem do LA jako prezent z okazji oświadczyn dla Sophie. Nigdy jednak nie miał okazji powiedzieć jej, że na Bora bora znajduje się cudo, o którym Harry marzył przez całe życie.
Louis cały czas zaciskał swoje palce na dłoni Harry'ego i uśmiechał się do niego szeroko. Brunet oczywiście odwzajemniał się tym samym, w myślach będąc z siebie cholernie dumnym i pewnym, że postąpił słusznie.
— Co was panowie tu sprowadza huh? — odezwał się taksówkarz łapiąc z Harry'm kontakt wzrokowy przez wsteczne lusterko.
— Wspólne wakacje proszę pana. W końcu upragniony odpoczynek. — odrzekł Harry opierając swoją głowę o ramię szatyna.
— Panowie są rodziną czy... przepraszam to wścibskie ale zawsze byłem ciekawski. — machnął ręką starszy mężczyzna.
— Nie, spokojnie. Spotykamy się. — odpowiedział Louis unosząc dumnie brodę do góry.
Harry spojrzał się na niego wystraszonym wzrokiem i mocniej ścisnął ramię Tomlinsona. Bał się, że kierowca wyrzuci ich z samochodu. Po raz pierwszy pokazał się przed kimś publicznie jako osoba nie-hetero.
— Żartujecie sobie?! — wykrzyknął podekscytowany. Harry podskoczył na swoim miejscu łapiąc się uda Louisa, które mocno ścisnął — Przyznam wam się do czegoś... jak byłem młody, Boże to było tak dawno... jakieś dwadzieścia lat temu... przyjechałem tu razem z moim ówczesnym chłopakiem — Harry i Louis posłali sobie zdziwione spojrzenia — Pewnie się nie spodziewaliście co? — zaśmiał się mężczyzna odwracając się na chwile w ich stronę kiedy ustali na światłach — To on zaraził mnie miłością do tego miejsca, pokazał mi jego urok i sprawił, że zakochałem się w tej wyspie tak samo jak w nim. — powiedział głosem wręcz wypełnionym miłością.
![](https://img.wattpad.com/cover/261141468-288-k385787.jpg)
YOU ARE READING
Canyon Moon/ larry
FanfictionHarry jest agentem MI6, który zostaje wysłany do LA w celu zdemaskowania Ghost'a - jednego z najniebezpieczniejszych gangsterów w Ameryce, a może i na całym świecie. Ghost jest nieprzewidywalny i potrafi się niesamowicie dobrze ukrywać, jak dotąd n...