Rozdział 6

1K 102 78
                                    

Brunet krążył bez celu po chodniku miasta, czując, jak zimno coraz bardziej mu doskwiera. Chodził tak dobre dwie godziny, widząc, jak coraz więcej samochodów wyjeżdża na ulice, a uliczne latarnie powoli gasną. Poranne powietrze pachniało rosą i trawą. Dookoła niego była cisza przerywana śpiewem ptaków lub warkotem przejeżdżającego samochodu. Mimo to, że w Los Angeles jest zazwyczaj ciepło, to sam fakt, że spędził kilka godzin na zewnątrz zaledwie w cienkiej bluzie i spodniami z dziurami, wcale nie pomagał. Modlił się, aby ktoś od Ghost'a ruszył w jego poszukiwania, bo nie chciał zakańczać tej sprawy tak szybko. Stałby się pośmiewiskiem wśród swoich kolegów z pracy. Dano mu kredyt zaufania, a on miał zamiar go wykorzystać.

Schował ręce do kieszeni spodni i patrzył się prosto, idąc przed siebie. Szedł bez celu, modląc się w myślach, aby ktoś po niego przyjechał.

Jak na zawołanie, z naprzeciwka dość szybko zbliżał się w jego stronę czarny samochód. Harry poczuł coś dziwnego co kazało mu ustać w miejscu i zwrócić się w stronę jezdni.

Kiedy pojazd zbliżył się do niego, zauważył znajomą blond czuprynę. Odetchnął głęboko i zaczął machać dłonią, chcąc zwrócić tym samym na siebie uwagę.

Samochód gwałtownie zakręcił, zatrzymując się przy brunecie. Harry otworzył drzwi pasażera i usiadł wypuszczając z siebie powietrze. Zapiął pas i dopiero wtedy spojrzał się w stronę Nialla, który wpatrywał się w niego z uniesioną brwią.

– Tłumacz się Cox. – powiedział ruszając.

Styles na szczęście wcześniej przygotował sobie w głowie, co powie, kiedy jednak go odnajdą. Odchrząknął cicho i wziął głęboki oddech, spoglądając się w szybę przed nim.

– Prawie mnie złapali, ale w ostatniej chwili uciekłem i schowałem się w jakichś krzakach. Potem jak odeszli chciałem wrócić, ale nie wiedziałem, w którą stronę mam się kierować, aż w końcu przez przypadek wylądowałem tutaj. – skończył swoją wypowiedź, gratulując sobie w myślach. Zabrzmiało to naprawdę wiarygodnie.

– Chłopacy szukali cię jeszcze przez godzinę w lesie i nikt cię nie znalazł.

Brunetowi stanęło serce. Szukali go. A co, jeśli ktoś widział, jak wsadzają go do radiowozu? Cholera przecież oni go zabiją.

– Pomyśleliśmy, że może cię zgarnęli i ktoś od nas miał jechać i wpłacić kaucje, ale na szczęście się znalazłeś młody. Następnym razem bierz ze sobą telefon to będziemy cię mogli namierzyć. A właśnie! – krzyknął, jakby sobie, o czym przypomniał – Musimy cię zaczipować!

Harry rozszerzył oczy nie dowierzając w słowa blondyna.

– Przepraszam co? – wysapał.

– Żebyśmy cię mogli wszędzie znaleźć. W ogóle to urządzenie jest zajebiste. Możemy przez nie odczytać twój puls i ciśnienie wtedy wiemy, czy żyjesz, jeśli ktoś cię zgarnie. Ale nie martw się nie ma mikrofonów. – poruszył dwuznacznie brwiami, mierząc Stylesa wzrokiem.

Zielonooki uniósł brew, starając się zrozumieć blondyna. Rozdziawił usta, kiedy dotarło do niego o co chodziło Niallowi.

– Dzięki Bogu. – odetchnął.

– Serio myślałeś, że moim hobby jest podsłuchiwanie jak ktoś wali sobie konia w łazience? Szanujmy się Cox. – zaśmiał się.

Harry także się roześmiał, czując, jak na jego policzki wkrada się rumieniec. Cholera jasna wygląda teraz, jak nastolatek, który usłyszał słowo „seks" z ust nauczyciela wychowania do życia w rodzinie.

– Akurat zdążysz na śniadanie zanim te wygłodniałe niedźwiedzie wszystko zjedzą. – powiedział, skręcając na podjazd pod budynkiem.

Harry uśmiechnął się pod nosem i wysiadł z samochodu, idąc za Niallem. Blondyn otworzył przed nim drzwi. Skierowali się w stronę jadali, gdzie siedzieli już mężczyźni żywo rozmawiając. Z daleka zauważył Connor'a drapiącego się po czole i głośno śmiejącego z jakiegoś żartu, który opowiedział mu James.

Canyon Moon/ larryWhere stories live. Discover now