Rozdział 5

1K 103 96
                                    

Jeszcze przed wschodem słońca został obudzony przez niebiesko-włosego, który wylał na jego twarz szklankę zimnej wody. Cały czas mu powtarzał, że ma tylko dziesięć minut na ogarnięcie, bo zapomniał go obudzić wcześniej. Brunet wstał jak poparzony z łóżka i złapał za pierwsze lepsze ubrania. Umył szybko zęby, nie zwracając uwagi na włosy, które odstawały w każdą możliwa stronę. Wybiegł z pokoju ruszając w stronę salonu, gdzie wszyscy przebywali.

– Widać, że świeżak. – zaśmiał się jeden z mężczyzn, a razem z nim kilkoro innych.

Harry wywrócił oczami i poprawił rękaw bluzy. Coraz bardziej czuł się tu, jak popychadło i miał ochotę, to wszystko rzucić. Ale nawet jeśliby chciał, nie mógł. Obiecał coś komendantowi Clarkowi i nie mógł go zawieźć. Wciąż nie spotkał Ghost'a, a po to tu właśnie przyjechał. Zignorował docinki skierowane w jego stronę i ustał gdzieś z boku. Modlił się w myślach, aby Connor go nie odnalazł. Gość był wkurzający, irytował go samą swoją osobą. Uczepił się Harry'ego niczym rzep psiego ogona. Całą noc siedział mu nad uchem i gadał o jakichś głupotach, które nic nie wnosiły do życia bruneta. Wiele razy był o krok od rzucenia w niego poduszką i powiedzenia mu, aby się zamknął.

Ale nigdy tego nie zrobił.

Zwyczajnie bał się, że facet okaże się jednak nie tak miły, na jakiego wygląda i strzeli mu kulkę w łeb. A tego Styles nie chciał.

Stał oparty o ścianę i przyglądał się mężczyznom, którzy pogrążeni byli w rozmowach. Niektórzy z nich na pierwszy rzut oka, wyglądali jak normalni ludzie. Brunet wiedział, że każdy z nich ma za sobą trudną przeszłość. Przecież nikt z normalnym życiem nie siedziałby w siedzibie najgroźniejszego człowieka w stanach i nie przygotowywałby się na prawdopodobnie zabójstwo jakiegoś niewinnego gościa.

Kilku z nich Harry także rozpoznał, widział ich w kartotece osób poszukiwanych za jakieś pojedyncze występki takie jak kradzież lub handel narkotykami. Jednak co oni robili, aż tutaj? Razem z kolegami z komendy nie spodziewaliby się, że mogą tu przebywać.

Jego rozmyślenia przerwał wchodzący Zayn z papierosem w dłoni, którego zgasił w pobliskiej doniczce. Biedny kwiatek, całkiem ładny był.

Potarł o siebie dłonie i przeczyścił swoje gardło, zwracając tym samym na siebie uwagę wszystkich tam zebranych.

– Ze mną jedzie tylko czternastu. Czterech zostanie przy głównych drzwiach, a reszta wchodzi ze mną do środka. Podzielcie się, tak jak zawsze, bez zmian. Oprócz tego, że do waszej trójki – wskazał na Connor'a i jakiś dwóch facetów. – dołącza Cox. Connor, pokażesz mu co i jak. – wszyscy przytaknęli, a Harry przełknął ślinę, czując ogarniający go strach.

– Żebym się tam za was nie wstydził. – zaśmiał się mulat – Mówię tu o tobie młody. Pokaż naszemu szefowi, na co cię stać. Pokłada w tobie ogromne nadzieje. – ścisnął jego ramię i posłał lekki uśmiech, który Harry niepewnie odwzajemnił.

– Postaram się. – przytaknął Styles i odwrócił się w stronę wyjścia, gdzie zaczęli się kierować pozostali mężczyźni.

Zayn wyprzedził go i gestem ręki pokazał, aby ten kierował się za nim. Przy czarnym samochodzie stał czarnowłosy mężczyzna, który kończył właśnie dopalać papierosa. Kiwnął głową w stronę Mulata i wsiadł na miejsce kierowcy. Malik otworzył tylne drzwi przed brunetem i kiwnął głową w stronę siedzeń, na których zaraz później Harry usadowił swój tyłek. Spojrzał w prawo, widząc obok siebie Connor'a, który uśmiechnął się do niego szeroko. Przekręcił oczami w duchu i odwrócił głowę w stronę swojej szyby.

Samochód ruszył z podjazdu, jadąc jakimiś polnymi drogami, wjeżdżając coraz głębiej w las. Po kilkunastu minutach Harry zgubił swoją orientację w terenie cicho, przeklinając pod nosem. Przez ten czas niebiesko-włosy zdążył już dwa razy opowiedzieć co mu się śniło w nocy, w tym samym czasie, pisząc coś na swoim telefonie. Mężczyzna, który kierował samochodem jedynie przytakiwał na jego słowa, za to Zayn siedział cicho, wpatrując się co jakiś czas w lusterko, aby zerknąć na Harry'ego.

Canyon Moon/ larryWhere stories live. Discover now