Rozdział 8

1.1K 96 331
                                    

Leżał na łóżku, wpatrując się tępo w sufit. Zdążył już zrozumieć, że nie znajdował się w pokoju, który dzielił z Connor'em. W dwa razy większym pomieszczeniu, niż to wcześniejsze, znajdowało się tylko jedno łóżko, dość duża szafa, komoda i duże okno, przez które widać było las i pobliską rzekę. Wiedział, że na pewno nie znajduje się w budynku „B", w którym do tej pory przebywał.

Czuł, jak jego głowa pulsuje, a wszystkie wspomnienia z poprzedniego dnia gwałtownie w niego uderzają. W gardle uformowała mu się gula, która uniemożliwiała mu oddychanie. Palce od rąk zaczęły drętwieć, a jego tęczówki zaszły łzami.

Przed oczami pojawiał mu się obraz bladej twarzy Connor'a, którą kilka dni temu jeszcze rozświetlał ten irytujący uśmiech. Nie przepadał za tym mężczyzna, szczególnie po tym, kiedy tamten wyznał mu swoje zauroczenie. Nie zmienia to jednak faktu, że spędził z nim wiele czasu co sprawiało to wszystko jeszcze cięższym.

Zwlókł się z łóżka cicho wzdychając. Rozejrzał się jeszcze raz po jasnym pokoju i zaścielił po sobie łóżko.

Szurając stopami po zimnych panelach zaczął się kierować przed siebie. Oglądał się dookoła, starając się zrozumieć, gdzie jest. Pamiętał tylko tyle, że zasnął w samochodzie i jego wspomnienia się na tym kończyły.

Słyszał jedynie dźwięk komentatora jakiegoś meczu piłki nożnej i szelest paczki od chrupek. Skierował się na koniec długiego korytarza i zszedł w dół schodami. Tutaj w budynku „A" (tak podejrzewał) w porównaniu z budynkiem „B" nie było ani jednego zdjęcia przedstawiającego Horana, Zayna i tajemniczego szatyna. Wisiały tu jedynie obrazy jakiejś martwej natury lub zdjęcia krajobrazów. Harry musiał przyznać, że te fotografie były niesamowite. Sam za nastolatka lubił bawić się aparatem, więc potrafił docenić dobrą pracę.

W porównaniu do tamtego budynku tutaj znajdowały się zwykłe, brązowe schody. Szedł w stronę dźwięku telewizora cały czas się rozglądając. Było tu bardzo przytulnie, nie tak, jak tam. W tamtym domu czuł chłód i nie czuł się tam komfortowo. Tutaj zaś miał ochotę otulić się kocykiem, usiąść na kanapie, popijając herbatkę i oglądać jakiś przypadkowy serial lecący w tamtej chwili w telewizji.

Gwałtownie zatrzymał się widząc tył głowy nieznajomego mężczyzny, siedzącego na kanapie. Miał wyciągnięta do przodu prawą dłoń, której trzymał pilota. Harry mógł zauważyć kilka tatuaży ozdabiających jego przedramię. Musiał przyznać, że wyglądały one naprawdę ładnie.

– Ty musisz być Harry prawda? – oderwał gwałtownie swój wzrok od dłoni szatyna i spojrzał na jego twarz. To był ten tajemniczy mężczyzna, że zdjęć.

Przełknął ślinę i poczuł, jak rumieniec wkrada się na jego policzki. Nieznajomy przechylił głowę w prawo, spoglądając wprost w zielone oczy bruneta. Uśmiechnął się delikatnie, odwracając się całkowicie w jego stronę.

– Coś się stało? – spytał delikatnie się uśmiechając. Uniósł brew do góry, widząc, jak Harry zaczyna niespokojnie poruszać nogą.

– T-tak, jestem Harry Cox. – przedstawił się, nieśmiało, wbijając wzrok w podłogę. Te niebieskie oczy go zawstydziły.

– Ja jestem William, miło mi. – wyciągnął dłoń w jego stronę, czekając, aż Styles ją uściśnie.

Zielonooki niepewnie wyciągnął swoją rękę w jego stronę. Ścisnął mniejszą dłoń w swojej, czując prąd przepływający przez całe jego ramie. Odsunął się niepewnie, uśmiechając i podrapał po karku.

– Jeśli chcesz możesz usiąść i obejrzeć ze mną mecz. Mam jeszcze trochę chrupek. – uniósł paczkę do góry i potrząsnął nią.

– Gdzie my jesteśmy? – Harry zebrał się w końcu na odwagę, aby zadać jakiekolwiek pytanie.

Canyon Moon/ larryWhere stories live. Discover now