Rozdział 20

974 84 295
                                    

Tamtego dnia, kiedy ich randka dobiegła końca, ruszyli w drogę powrotną do domu. Cały czas trzymali się za dłonie, posyłali dyskretne uśmiechy. Za każdym razem kiedy zatrzymywali się na światłach, Louis pochylał się nad młodszym, aby później otrzymać słodkiego buziaka w policzek.

Już w domu, Louis odprowadził Harry'ego do sypialni i pocałował go tak mocno jak tylko potrafił, po czym wyszeptał zapewnienie miłości wprost do jego ucha, tak jakby był to sekret, który znać mogli tylko oni.

Harry był pewien, że ten dzień zapamięta do końca życia. Mimo, że nadal nie był pewien co tak naprawdę czuje do starszego, chciał po prostu żyć chwilą. Jak na razie nie odczuwał, aby w jakikolwiek sposób był zagrożony, więc to wszystko mu jeszcze nie przeszkadzało.

Dziś, znów przesiadywał w budynku „B" razem z tlenionymi blondynem i mulatem. Louis kilka godzin wcześniej wybiegł z domu tak szybko, że Harry nawet nie zdążył się go zapytać gdzie się wybiera. Pytał się kilkukrotnie przyjaciół szatyna czy na pewno nie wiedzą nic na ten temat, jednak tamci rozkładali tylko dłonie w geście bezsilności.

Tak jak zawsze, Niall wciągał chrupki karmelowe, a Zayn SMS-ował z kimś żywo, szeroko się przy tym uśmiechając. Harry leżał rozwalony na kanapie i latał po kanałach szukając czegoś ciekawego w telewizji. Jęknął głośno, kiedy zatrzymał się na jakimś programie, który go zainteresował i został on zastąpiony dawką reklam.

— Zaynie, z kim to tak konwersujesz za naszymi plecami? — w pokoju rozbrzmiał głos Nialla. Harry od razu skierował swój wzrok w stronę mulata, na którego policzkach pojawiły się rumieńce.

— Nie twój zasrany interes Horan, zajmij się Harry'm i Louisem. — wyciągnął w jego stronę środkowy palec i wrócił do przesyłania sobie wiadomości z tajemniczą osobą.

— A właśnie! Jak tam moja ulubiona para się trzyma? Jak po randce? Fajnie było? Pieprzyliście się? Opowiadaj!

Harry nie miał ochoty zbytnio o tym rozmawiać. Uważał to za dość intymną sytuację, więc chciał, aby pozostała ona tylko pomiędzy nim i Louisem. Nie zamierzał się nią dzielić. Dlatego też wzruszył tylko ramionami i ponownie zaczął szukać ciekawego programu w telewizji.

— No weź Harry. — jęknął przeciągle, szarpiąc tym samym chłopaka za rękę.

— Horan, daj mi żyć. — wywrócił oczami i pacnął w rękę blondyna jakby odganiał natrętną muchę.

— Harry nooooo...

— No dobra! — krzyknął zirytowany — Było fajnie, Louis zabrał mnie na jedzenie, siedzieliśmy na kocyku nad kanionem, tak w skrócie - było niesamowicie. Nigdy wcześniej nie... — przerwało mu głośne trzaśnięcie drzwiami, a później huk jakby coś upadło z całej siły na podłogę.

Niall i Zayn od razu zerwali się ze swoich miejsc, biegnąc w tamtą stronę. Harry ruszył w ich ślady zastanawiając się, kto to mógł być. Powoli wszedł do korytarza i zatrzymał swój wzrok na dwójce mężczyzn, która pomogła wstać trzeciemu z podłogi.

Brunet poczuł jak każdy jego mięsień sztywnieje na widok bladego szatyna, z którego ramienia sączyła się szkarłatna ciecz, brudząc tym samym jego białą koszulkę.

— Pierdolona wycieraczka. — warknął pod nosem szatyn — Co ona tu do kurwy jeszcze robi, mamy marzec już dawno po świętach. — przeklinał wskazując na wycieraczkę z napisem „Wesołych świąt".

— Ja świętuje całym rokiem, na Wielkanoc dokleje tam jajko i będzie na bieżąco. — wzruszył ramionami blondyn owijając Tomlinsona ramieniem w pasie.

Canyon Moon/ larryUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum