Rozdział 23

818 85 248
                                    

[piosenka ^^^^^]

— Harry, skarbie. Proszę cię wstawaj... nie spakowałeś się jeszcze, a za dwie godziny musimy już wyjeżdżać. — zacisnął powieki i przykrył się szczelniej kołdrą.

Nie chciał jechać, tak cholernie nie chciał. Nie potrafił wsiąść w samolot, wiedząc, że to są jego ostatnie godziny z Louisem. Choć tak naprawdę jego ostatnie chwile z nim właśnie mijały.

Szatyn przez poprzednie dni, wydawał się być bardzo podekscytowany. Cały czas mówił Harry'emu o tym, jak bardzo nie może się doczekać tego wyjazdu, jak długo nie był w Londynie i co chciałby tam zobaczyć. W takich chwilach, serce bruneta zdawało się pękać coraz bardziej, choć nie wiedział czy jest to w ogóle możliwe skoro już kilka dni temu roztrzaskało się ono na tysiące kawałków.

— Nie mam siły Louis... — wymamrotał, wciąż będąc odwróconym plecami do mężczyzny.

— Och Harold. — zaśmiał się i ruszył do szafy, wyciągając z niej jakąś wolną walizkę — Leż i odpoczywaj, ja cię spakuje. — zanim zdążył zaprzeczyć, Louis już wychodził z pokoju  zostawiając go samego.

To było tak cholernie trudne, aby wstać i jak gdyby nigdy nic, zaprowadzić ważną dla ciebie osobę wprost w paszczę lwa. Kilka razy Harry był o krok od zadzwonienia do komendanta, aby to wszystko odwołać. Zawsze jednak zaprzestał na wybraniu numeru, potem do pokoju wchodził Louis z szerokim uśmiechem na ustach i kolejną dawką uczuć, którymi obdarzał młodszego za każdym razem kiedy go widział.

Powoli wygrzebał się spod kołdry i westchnął głośno, kiedy jego stopy dotknęły zimnej podłogi. Przetarł twarz dłońmi i rozejrzał się dookoła siebie. Na ziemi leżała już walizka Louisa, w pełni przygotowana, aby tylko ją zabrać i zanieść do samochodu Zayna.

Usłyszał za sobą skrzypnięcie i zauważył jak do sypialni starszego wpełza blond włosy chłopak razem z Malikiem.

— Cześć Harry. — Horan rzucił się na łóżko opadając twarzą w poduszki i rozwalając się na nim niczym rozgwiazda.

— Cześć Niall. — mruknął w jego stronę zakładając na siebie jakieś dresy Louisa, które leżały na pobliskim fotelu.

— Gdzie Louis? — zapytał Zayn rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu szatyna.

— U mnie w pokoju. — wzruszył ramionami i wszedł do łazienki szybko przekręcając zamek w drzwiach.

Oparł się rękami o umywalkę i powoli uniósł wzrok na swoje odbicie. Wyglądał jak potwór i także nim był. Wory pod oczami, które wydawały się być strasznie spuchnięte. Poplątane włosy i zapadnięte policzki. To wszystko sprawiało, że Harry czuł się ze sobą jeszcze gorzej niż normalnie. Nawet nie wiedział, że to możliwe.

— Gdzie jedziesz?! — usłyszał stłumiony głos Zayna zza drzwi. Zbliżył się do drewnianej powłoki i zaczął nasłuchiwać.

— Do Londynu. — tym razem odezwał się Louis. Harry dałby sobie rękę uciąć, że szatyn wzruszył ramionami.

— Czy ciebie do reszty pojebało?! — krzyczał szeptem, zapewne nie chciał, aby brunet ich usłyszał.

— Daj spokój Zayn, wszystko jest pod kontrolą. — odpowiedział spokojnym głosem — Robię to wszystko dla niego, jest dla mnie cholernie ważny.

— Nie o to mi chodzi stary. Wiesz co mam na myśli, co jeśli...

— Tak się nie stanie. — przerwał mu od razu. Harry zmarszczył brwi i mocniej docisnął ucho do drzwi — Teraz wybacz mi Zaynie ale muszę spakować mojego skarba.

Canyon Moon/ larryWhere stories live. Discover now