[piosenka ^^^^^]
— Harry, skarbie. Proszę cię wstawaj... nie spakowałeś się jeszcze, a za dwie godziny musimy już wyjeżdżać. — zacisnął powieki i przykrył się szczelniej kołdrą.
Nie chciał jechać, tak cholernie nie chciał. Nie potrafił wsiąść w samolot, wiedząc, że to są jego ostatnie godziny z Louisem. Choć tak naprawdę jego ostatnie chwile z nim właśnie mijały.
Szatyn przez poprzednie dni, wydawał się być bardzo podekscytowany. Cały czas mówił Harry'emu o tym, jak bardzo nie może się doczekać tego wyjazdu, jak długo nie był w Londynie i co chciałby tam zobaczyć. W takich chwilach, serce bruneta zdawało się pękać coraz bardziej, choć nie wiedział czy jest to w ogóle możliwe skoro już kilka dni temu roztrzaskało się ono na tysiące kawałków.
— Nie mam siły Louis... — wymamrotał, wciąż będąc odwróconym plecami do mężczyzny.
— Och Harold. — zaśmiał się i ruszył do szafy, wyciągając z niej jakąś wolną walizkę — Leż i odpoczywaj, ja cię spakuje. — zanim zdążył zaprzeczyć, Louis już wychodził z pokoju zostawiając go samego.
To było tak cholernie trudne, aby wstać i jak gdyby nigdy nic, zaprowadzić ważną dla ciebie osobę wprost w paszczę lwa. Kilka razy Harry był o krok od zadzwonienia do komendanta, aby to wszystko odwołać. Zawsze jednak zaprzestał na wybraniu numeru, potem do pokoju wchodził Louis z szerokim uśmiechem na ustach i kolejną dawką uczuć, którymi obdarzał młodszego za każdym razem kiedy go widział.
Powoli wygrzebał się spod kołdry i westchnął głośno, kiedy jego stopy dotknęły zimnej podłogi. Przetarł twarz dłońmi i rozejrzał się dookoła siebie. Na ziemi leżała już walizka Louisa, w pełni przygotowana, aby tylko ją zabrać i zanieść do samochodu Zayna.
Usłyszał za sobą skrzypnięcie i zauważył jak do sypialni starszego wpełza blond włosy chłopak razem z Malikiem.
— Cześć Harry. — Horan rzucił się na łóżko opadając twarzą w poduszki i rozwalając się na nim niczym rozgwiazda.
— Cześć Niall. — mruknął w jego stronę zakładając na siebie jakieś dresy Louisa, które leżały na pobliskim fotelu.
— Gdzie Louis? — zapytał Zayn rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu szatyna.
— U mnie w pokoju. — wzruszył ramionami i wszedł do łazienki szybko przekręcając zamek w drzwiach.
Oparł się rękami o umywalkę i powoli uniósł wzrok na swoje odbicie. Wyglądał jak potwór i także nim był. Wory pod oczami, które wydawały się być strasznie spuchnięte. Poplątane włosy i zapadnięte policzki. To wszystko sprawiało, że Harry czuł się ze sobą jeszcze gorzej niż normalnie. Nawet nie wiedział, że to możliwe.
— Gdzie jedziesz?! — usłyszał stłumiony głos Zayna zza drzwi. Zbliżył się do drewnianej powłoki i zaczął nasłuchiwać.
— Do Londynu. — tym razem odezwał się Louis. Harry dałby sobie rękę uciąć, że szatyn wzruszył ramionami.
— Czy ciebie do reszty pojebało?! — krzyczał szeptem, zapewne nie chciał, aby brunet ich usłyszał.
— Daj spokój Zayn, wszystko jest pod kontrolą. — odpowiedział spokojnym głosem — Robię to wszystko dla niego, jest dla mnie cholernie ważny.
— Nie o to mi chodzi stary. Wiesz co mam na myśli, co jeśli...
— Tak się nie stanie. — przerwał mu od razu. Harry zmarszczył brwi i mocniej docisnął ucho do drzwi — Teraz wybacz mi Zaynie ale muszę spakować mojego skarba.
![](https://img.wattpad.com/cover/261141468-288-k385787.jpg)
YOU ARE READING
Canyon Moon/ larry
FanfictionHarry jest agentem MI6, który zostaje wysłany do LA w celu zdemaskowania Ghost'a - jednego z najniebezpieczniejszych gangsterów w Ameryce, a może i na całym świecie. Ghost jest nieprzewidywalny i potrafi się niesamowicie dobrze ukrywać, jak dotąd n...