✾Rozdział 15

321 41 27
                                    


Tym razem krótkie ogłoszenia przed rozdziałem, a nie pod nim.

Postanowiłam wyjść nieco dalej poza profil na wattpadzie i założyć stronkę na faceeboku. Chcę, żeby moja twórczość docierała dalej i gromadziła nowych czytelników. Nie ukrywam też, że pracuję nad korektą tekstu pod wydanie, dlatego zależy mi na rozwijaniu swojego bardziej oficjalnego profilu.

Zapraszam tam, gdzie będę się pisarsko obnażać i informować o wszelkich update'ach związanych z moją pisaniną.

Link w komentarzu obok i na profilu.

Dzięki, a teraz miłego czytania! Długo trzeba było czekać na ten rozdział, ale mam nadzieję, że warto <3



Nareszcie zrozumiałam, na czym polega sekret Cassyana. To lustro pozwala się teleportować! Stanowi jedyne wyjście z tego więzienia stworzonego przez jego siostrę.

Ale w takim razie, dlaczego nie użył zwierciadła, by wyprowadzić wszystkich spod bariery? Mógłby uniknąć klątwy i odebrać tron siostrze.

Coś tutaj się nie zgadza.

— Nie mogę — odparłam w końcu, wpatrując się wciąż w obraz zamku skrytego w mroku.

— Nie możesz ocalić przyjaciółki? — spytał głos. — Przecież to proste.

— Sama nikogo nie ocalę.

Ale z pomocą już tak.

Nawet nie spostrzegłam, kiedy w mojej głowie pojawiły się te myśli. Plan uratowania Aili z rąk Hadriana, który musiałam zacząć realizować jak najszybciej, jeśli chciałam jej pomóc. Tylko jak? Nie mogłam poprosić Cassyana, bo dowiedziałby się, że odkryłam jego tajemnicę.

Wyszłam z pokoju, wcześniej zamykając za sobą cicho drzwi.

Zrobiło mi się słabo. Oparłam się o ścianę i próbowałam złapać oddech.

Co mogłam zrobić? Poprosić Nicollaza o pomoc? Czy wiedział o tajemnicy lustra? Jeśli Cassyan chciał utrzymać jego istnienie w sekrecie, dlaczego zostawił drzwi otwarte? Dlaczego nie użył go, by uciec z tego miejsca?

Może nie mógł tego zrobić? Co, jeśli klątwa uniemożliwiłaby ucieczkę przez magiczne lustro?

Musiałam odłożyć te pytania na bok. I tak nie mogłam z nikim porozmawiać o swoim odkryciu. Skoro była to tajemnica, fakt, iż ją znałam, mógł działać na moją niekorzyść. Nie powinnam się z tego zwierzać.

Musiałam pomóc Aili sama. Ale jak?

Zeszłam po schodach na dół, do ogrodu. Wciąż kręciło mi się w głowie. Virienne pomachała do mnie z drewnianej huśtawki.

Na dworze panowała dziwna cisza. Ogród zawsze tętnił życiem, a teraz wszyscy się gdzieś pochowali. Nawet nimfy drzemały w strumieniach, zamiast rozchlapywać wodę. Drzewa także zamarły. Co tu się działo?

Szłam dalej, przez chwilę ignorując nawołującą mnie Virianne. Wierzba, która chorowała, teraz wyglądała na martwą. Jej liście opadły, a pień spróchniał. Gdyby uderzyć w pień, z łatwością można by drzewo powalić. Rozsypałoby się w drobny mak.

Klątwa orchideiDove le storie prendono vita. Scoprilo ora