✾Rozdział 28

48 6 8
                                    

– Nie traćmy czasu. Bierzmy się do pracy. – Usłyszałam jego głęboki, lekko chropowaty głos. Wciąż nie mogłam się nadziwić, że jego powszechny brzmiał piękniej od mojego, a to przecież ja władałam nim od urodzenia. Nadawał słowom zupełnie nowe brzmienie, mocniej akcentując niektóre z dźwięków.

– Skąd ten nagły pośpiech?

– Chcesz się nauczyć panować nad swoją mocą, by ocalić przyjaciółkę i chcesz to zrobić, zanim... zanim zacznę stawać się tym drugim mną – odparł. – Czuję, że nie mamy zbyt wiele czasu. – Wstał, a gdy podparł się na dłoni, zauważyłam, że lekko się trzęsie.

– Dziękuję, że się zgodziłeś. Wiem, że to musi być dla ciebie trudne.

Cassyan prychnął.

– Catarina odebrała mi królestwo, mój dom i przeklęła na wieczność. Skazała na cierpienie nie tylko mnie, ale także moich przyjaciół i podwładnych. – Nasze oczy spotkały się na chwilę: moje pełne współczucia i jego, pełne żaru. – To, co się stanie, będzie konsekwencją jej własnych działań.

– Cassyan, ja...

– Myślałem o tym przez całą noc – wtrącił, nie pozwalając mi dokończyć myśli. Podszedł bliżej, tak, że gdyby chciał, mógłby znów zanurzyć dłoń w moich włosach. – I zrozumiałem jedno. Musiałaś mieć ważny powód, jeśli zdecydowałaś się na tak desperacki krok. Cokolwiek to jest, ufam, że wiesz, co robisz. Catarina jest potężną magiczką, gdy się tu zjawi, nie będę w stanie wam pomóc. Nie będę mógł cię ocalić.

Powaga w jego głosie zmusiła mnie, bym opuściła głowę. Czy miałam prawo podejmować takie decyzje? Porywać się na szalony plan, którego cały sens opierał się na wierze, że Catarina po prostu się podda i zdradzi swój sekret? Czy mogłam ryzykować życiem mieszkańców dworu?

– Twoja siostra nie wie o jednym – odparłam. – Mamy lustro, a dzięki niemu w każdej chwili możemy uciec. Gdy coś pójdzie nie po naszej myśli, wykorzystamy je.

Cassyan powoli skinął głową.

– Więc chcesz, żeby pojawiła się w dworze i zawalczyła ze mną? Spróbujesz ją pojmać i zmusić do zdradzenia rozwiązania klątwy? Dlaczego?

Uciekłam przed jego dociekliwym spojrzeniem.

– Boję się, że klątwa ma doprowadzić do twojej śmierci – wyznałam. – Boję się, że to ja mam cię zabić. Że to ja mam uwolnić cię od magii, która cię pęta.

Cassyan uśmiechnął się smutno.

– Czasami myślę, że śmierć byłaby lepsza, niż "to". – Rozłożył ręce, pokazując na otaczający nas zagajnik. – Mam wrażenie, że zaczynam już tracić zmysły. Nie zniosę kolejnych lat bezsensownej, marnej egzystencji i oczekiwania na cud. Ty, Emmo miałaś mnie ocalić. Miałaś być moim cudem – zaczął przemawiać jak szaleniec, a w jego oczach błysnęły łzy. Tracił panowanie, gdy jego moc słabła, a on sam zaczynał czuć głód. To oznaczało, że mieliśmy niewiele czasu.

Musiałam go jakoś uspokoić.

Chwyciłam jego dłonie, którymi ciągnął za swoje włosy. Płakał, gdy przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam powtarzać:

– Przepraszam. – W kółko i w kółko, aż opadliśmy bezwładnie na trawę. Cassyan ukrył twarz w

zagłębieniu mojego ramienia. – Może nie miałam być cudem, ale trucizną, którą powoli zatruwa twoje żyły. Zmuszę cię do przejścia przez to wszystko jeszcze jeden raz. Zmuszę cię do zabicia twojej siostry. Przeze mnie będziesz cierpiał. Jednak jeśli dzięki temu przeżyjesz, wszystko będzie tego warte. Wyszarpię zwycięstwo z rąk twojej siostry, nieważne, jakim kosztem.

Klątwa orchideiWhere stories live. Discover now