✾Rozdział 20

265 28 12
                                    


Wzięłam trzy głębokie wdechy, jakbym chciała się upewnić, że moje płuca nadal sprawnie pracują. Dygotałam na całym ciele.

Rishka. Bogowie, co się z nią stało?

— Rishka! Rishka, gdzie jesteś?! — wrzeszczałam, ostrożnie stawiając kroki. Mogła kryć się pod każdym liściem.

Byłam tak głupia. Naraziłam nas na niebezpieczeństwo, bezmyślnie przechodząc przez lustro. Na co liczyłam? Że uratuję Ailę z rąk potwora, który więzi ją w swojej twierdzy? Sama, bez nawet miecza, nie wspominając o magii. Teraz rozumiałam już, dlaczego Cassyan ukrywał lustro przed wszystkimi. Zapewne nie jeden postąpiłby tak idiotycznie, jak ja dzisiaj.

Oby tylko Rishka żyła, błagam.

— Rishka! Proszę...

Nagle dostrzegłam blask złamanego skrzydełka w gąszczu krzewów. Podniosłam elfkę z ziemi i położyłam na swojej dłoni. Wyglądała, jakby była pogrążona we śnie. Nawet nie wiedziałam, jak mam upewnić się, że żyje. Była taka malutka.

— Rishka, to ja, Emma. Odezwij się, proszę, powiedz cokolwiek.

— Wody...

— Możesz trochę głośniej?

— Daj mi wody, ty...durna... — otworzyła lekko oczy, ale zaraz z powrotem je zamknęła.

— Wody, jasne, zaraz...

Rozejrzałam się, przypominając sobie strumień, który niedawno mijałyśmy. Tylko, w którą stronę iść? Wszędzie drzewa, gęsto otulające nas w uścisku.

Ruszyłam przed siebie, idąc po śladach zniszczeń wywołanych przez leszego. Jego wielkie kroki odbijały się w miękkiej ziemi. Jeśli szedł za nami od dłuższego czasu, zaprowadzi mnie do strumienia.

Po chwili rzeczywiście go znalazłam. Ale nim nachyliłam się ku swojemu odbiciu w wodzie, odskoczyłam gwałtownie, bo ujrzałam w nim coś innego, niż się spodziewałam. Spoglądała na mnie twarz skryta za białą maską.

— Ty...

— Koniec wycieczki? — Prychnął zamaskowany mężczyzna, ten sam, który nas tutaj zabrał.

— Zapłacisz za to — warknęłam. — Jeszcze nie wiem jak, ale za to zapłacisz. — Czułam już łzy wzbierające w moich oczach. Jeśli przeze mnie Rishka zginie, nigdy sobie tego nie wybaczę.

Przeze mnie zginęła Lae, a teraz naraziłam kolejną osobę na niebezpieczeństwo.

— Przecież zabrałem cię tam, gdzie chciałaś. Pałac króla Hadriana znajduje się kilka mil za tym lasem.

— Nic mnie to nie obchodzi! Zabierz nas natychmiast z powrotem!

Mężczyzna wzruszył tylko ramionami i rzucił:

— Jak sobie życzysz.



***


— Usłyszałem hałas. — To były pierwsze słowa, które padły po naszym powrocie do dworu.

Cassyan z ponurą miną stał nad nami, a jego spojrzenie przechodziło ode mnie do Rishki, która nieprzytomna leżała w mojej dłoni. Dopiero na końcu zwrócił uwagę na lustro.

Patrzył na nie, jakby zobaczył je pierwszy raz.

— Pomóż jej — powiedziałam, jak tylko odzyskałam zdolność składania wyrazów. — Jest ranna.

Klątwa orchideiWhere stories live. Discover now