✾Rozdział 16

282 42 25
                                    

Całą noc nie zmrużyłam oka. Wierciłam się w łóżku, rozmyślając o klątwie Cassyana, zaklętym lustrze i Aili. Co chwila wybudzałam się i wyobrażałam sobie, że ratuję ją z zamku Hadriana. A może to wszystko wyśniłam?

Nazajutrz doprowadziłam się do porządku po nieprzespanej nocy i poszłam prosto do Brianny. Chciałam porozmawiać z Cassyanem, najszybciej, jak to możliwe. Z niewielkim ociąganiem odłożyła filiżankę na stół i ruszyła w głąb korytarza.

Zostawiła mnie przed dębowymi drzwiami i bezszelestnie cofnęła się w mrok.

Zapukałam cicho, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Weszłam do pomieszczenia, zastanawiając się, w jakim nastroju zastanę króla. Szybko uzyskałam odpowiedź na to pytanie.

W zalanym ciemnością gabinecie jedynym jasnym punktem było światło poranka wdzierające się siłą przez grube zasłony. Cassyan stał odwrócony do mnie plecami, pochylony nad masywnym biurkiem, jakby czytał coś, co leżało na blacie.

Gdy dotknęłam jego ramienia, westchnął.

— Czasem ciężko spojrzeć na siebie w lustrze przez to wszystko — wyznał, przesuwając dłonią po brodzie. — Pewnie nie tego się spodziewałaś, co? — Prychnął.

— Skąd wiedziałeś, że to ja?

Spojrzał na mnie przez ramię, a potem postukał się palcem po uchu.

— Słychać twoje kroki. Chodzisz naprawdę w głośny sposób.

Podeszłam bliżej, stając przodem do niego.

— Co jeszcze wiesz dzięki swojej mocy? Uzdrowiłeś mój wzrok... jak?

— Nie ja uzdrowiłem, ale nasza kochana Virienne. Ja tylko — przysunął dłoń do mojego policzka — wyczułem, w czym problem.

Zadrżałam. Nie wiedziałam, czy to przez przepływ jego mocy.

Odsunęłam się.

Zauważył moje zmieszanie. Odsunął rękę i odwrócił się w stronę okna. Nawet z tej perspektywy dostrzegłam, że wygląda o wiele lepiej, niż przez ostatnie dni. Zniknęła bladość, sińce pod oczami, opuchlizna.

Wyglądał... wyglądał, jakby właśnie wbiegł na szczyt góry, ale nie sprawiło mu to żadnego wysiłku. Jakby był potężniejszy, niż wcześniej.

Od tego staje się silniejszy.

Zdaję sobie sprawę, że stanowię główną atrakcję na wystawie potworów, ale nie zniosę, jeśli ty też będziesz się tak bezczelnie gapić — warknął po chwili, nawet na mnie nie spoglądając. — Powiedz, co masz do powiedzenia i zostaw mnie samego.

— Nie uważam tak. Gdybyś powiedział wcześniej, może byłabym przygotowana na ten cały plan ucieczki. Myślisz, że to ty masz najgorzej, ale tak nie jest. Jesteś królem, żyjesz w luksusie, jakiego większość z nas nigdy nie zazna. — Nawet nie wiedziałam, kogo mam na myśli. Siebie? Nicollaza, który w dzieciństwie musiał żebrać na ulicy? Sama nie wiedziałam, po prostu wyrzucałam z siebie słowa, chcąc nim wstrząsnąć. — To nie jest twoja wina. Ale zamiast chować się po kątach, mógłbyś spróbować wziąć się w garść.

Wreszcie na mnie spojrzał, ale w tych zimnych, błękitnych oczach, nie było nic z Cassyana, którego zdążyłam poznać.

— Masz się za taką mądrą. Skoro tak to wymyśl sensowne rozwiązanie, które nas stąd uwolni i przysięgam, że nie będziesz musiała mnie więcej oglądać.

Przecież masz lustro! — chcę wykrzyczeć prosto w jego twarz, ale nie mogę. Z jakiegoś powodu czuję, że nie powinnam. Jak inaczej uratuję Ailę? On na pewno mi na to nie pozwoli.

Klątwa orchideiWhere stories live. Discover now